Pozwólcie Państwo, że zacznę te swoje refleksje od
osobistych wspomnień. A mam ich dużo bo znaliśmy się 28 lat. 4 marca br. odwiedził
mnie p. dyr. Henryk. Sam przyjechał samochodem, aby oglądnąć witraż który znajduje
się w kaplicy od strony południowej, a który ufundował wraz z rodziną. Po dokładnym
obejrzeniu dzieła powiedział: "Cieszę się, że po mnie i po rodzinie zostanie w
naszym kościele taka pamiątka dla potomnych. Niech będzie Bogu na chwałę, a ludziom
na zadowolenie. Proboszczu, cieszę się, że udało się ten witraż szybko zrobić, bo
ja coraz bardziej słabnę i trzeba się będzie wybierać do mojej żony Krystynyy".
Ależ panie dyrektorze, przecież już wiele razy przychodziły różne słabości, ale
przy pomocy lekarzy wszystko się dobrze kończyło. "Tym razem już tak nie będzie.
Po świętach wybieram się do szpitala. Ale tym razem jestem pełen obaw". Słowa
wtedy powiedziane okazały się prorocze. Już wcześniej - bo przed świętami znalazł
się w szpitalu. I z tego miejsca, z golgoty współczesnych czasów odszedł w środę o
godz. 1100 przed południem. Odszedł śp. Henryk do swojej żony Krysi, z którą
pożegnał się 1.IV w 2005 roku. Przeżyli razem w małżeństwie 45 lat.
I po latach trzeba stwierdzić, że łączyły ich mocne więzy, bo gdy nagle
zmarła żona Krystyna to dziwnie posmutniał i zmienił się nasz pan dyrektor Henryk.
Zawsze dotąd pogodny, zadowolony z życia, stał się teraz zamyślony jakby nieobecny w
wielu dziedzinach życia, jakby wyłączony z tego co życie niosło. Obserwując go z
boku miało się wrażenie, że po śmierci żony jego życie wyglądało tak jak
rośliny, którą pozbawiono słońca mimo, że przecież nie był sam, bo zawsze
towarzyszyli mu synowie z żonami. Wnuki kochały dziadka i zawsze się koło niego
kręciły. A jednak brakło kogoś, kogo nie sposób było zastąpić. Obserwując życie
powiem, że małżeństwo jeśli jest dobre, to cudowny związek z sobą a dla wierzących
z Bogiem. Ten związek daje dużo wewnętrznej siły w którym jedno jest oparciem i
umocnieniem drugiego. I jeśli braknie jednego, to człowiek zostaje jakby okaleczony.
Odchodzenie z ziemi do Domu Ojca naszych wielkich Parafian: śp. doktor
Krystyny i śp. dyrektora Henryka w jakiejś tajemniczy sposób wpisuje się w naszą
religię chrześcijańską i w historię Kochanego Przewodnika duchowego Jana Pawła II.
Wspomnijmy: śp. doktor Krystyna odeszła do wieczności 1.IV. 2005 r. A w następny
dzień odszedł nasz Kochany Ojciec Św. J.P.II. A było to po Świętach Wielkanocnych
przed Niedzielą Bożego Miłosierdzia. Śp. Henryk odchodzi też w kwietniu - 23 też po
największych w naszej religii Świętach Wielkanocnych. Znowu przed Niedzielą Bożego
Miłosierdzia. Przed niedzielą, podczas której nasz Kochany Polak - J.P. II zostanie
urzędowo ogłoszony świętym.
A zostanie ogłoszony na podstawie cudów, które dokonały się przez Jego
pośrednictwo. Bóg daje znaki, że nas słyszy, że pomaga, trzeba się tylko prosić. A
łatwiej się prosi gdy między Nim a człowiekiem staje tak wielki pośrednik. W
ostatnią środę odszedł do ojczyzny wiecznej, do domu Ojca kolejny człowiek. Jak
każdy z nas miał dobre i złe wydarzenia. Jak każdy człowiek poddany był działaniu
czasu. Czas jest znakiem przemijania i następowania po sobie nowych faktów.
Przyglądnijmy się przez chwilę jak zagospodarował swój czas śp. Henryk.
Nie sposób dobrze ocenić 83 lata życia wielkiego człowieka. Zrobię to bardzo
skrótowo, po to aby śp. Henrykowi powiedzieć na koniec dziękuję za to co zrobił, dla
rodziny, dla Z iemi Bocheńskiej i Polski. I aby dla siebie wyciągnąć jakieś wnioski
na dalszy czas naszej wędrówki. Przecież wszyscy całe życie się uczymy. Śp. Henryk
ur. się 17.V 1931 w Łąkcie Dolnej. Studia ukończył na AGH w Krakowie. Pierwsza Jego
praca - Huta Bobrek w Bytomiu. Od 1960-64 pracował w Hucie w Warszawie. Od 1964-1971 w
Hucie Lenina w Krakowie. No i ostatnie miejsce pracy to Zakład Przetwórstwa Hutniczego w
Bochni, gdzie był dyrektorem przez 19 długich lat. Pozwólcie Państwo że zatrzymam
się przez moment nad czasem gdy Bocheńską Hutą zarządzał śp. Henryk. Był to czas,
jak starsi pamiętają bardzo trudny w naszej polskiej historii. Czas przemian
politycznych i gospodarczych. Był to tragiczny czas stanu wojennego. Trudno wtedy było
stać i zarządzać jakimkolwiek zakładem. Z jednej strony władza wymuszała dla siebie
bezwzględne posłuszeństwo. A z drugiej strony pracownicy stawiali swoje warunki.
Zresztą słuszne.
Nasz p. dyrektor Henryk sprostał wspaniale temu zadaniu. Rozmawiałem z
wieloma pracownikami, którzy w tamtym okresie byli zatrudnieni w Hucie Bocheńskiej.
Ktoś powiedział: "To był wielki szef i wspaniały człowiek". Ktoś inny
szczerze mówił: "On pamiętał, że mamy rodziny, że musimy zarobić, że chcemy
jakoś żyć". Ktoś jeszcze dodał: "Traktował nas jak ludzi". A żona
Krystyna mówiła: "On to, co robił, zwyczajnie kochał. Dla niego Bocheńska Huta
to był drugi dom w którym spędzał wiele, wiele czasu". Myślę, że ktoś z
Państwa na cmentarzu uzupełni te moje skromne myśli odnośnie tego odcinka życia śp.
Henryka. Gdy przyszedł czas pójścia na emeryturę osiadł wraz z żoną na Łąkieckiej
ziemi. Cieszył się swoimi synami że sobie jakoś radzą. Mówił że ma wspaniałe
synowe. Jego niezwykłą radością były wnuki o których przy każdej okazji opowiadał,
mówił o ich sukcesach, osiągnięciach. Żył życiem tej wsi. I znowu dostrzegał i
cieszył się, tym, że w gminie dużo się robi, że wioska nam pięknieje. A każdej
niedzieli nasz p. dyr. swoim wysłużonym oplem na 10.00 do kościoła przyjeżdżał.
Siadał w kaplicy i zamyślony o czymś z Bogiem rozmawiał. To była też taka katecheza.
Wielki człowiek w swoją historię wpisuje swoją przyjaźń z Bogiem.
I tak w bardzo wielkim skrócie przypomnieliśmy sobie trochę faktów
związanych z życiem śp. dyr. Henryka. Film życia śp. Henryka zakończył się. I
wydaje się, że nie ważne jest jak długi czas życia nam przypadnie w udziale. Ważne
jest natomiast jak ten czas wykorzystamy. Film nie musi być długi czy krótki. Ma być
po prostu dobry. Śp. Henryk od nas odszedł. Ile nam jeszcze zostało czasu, tego nikt
nie wie. To jest tajemnica Boga. Kiedyś jednak i nasz zegar życia stanie. Myśląc o
przyszłości, zostawmy w naszym kalendarzu czas dla Boga, rodziny, czas na pracę i
odpoczynek. W dzisiejszych czasach pośpiechu i gonitwy bardziej się starajmy aby po
drodze życia nie zgubić swego człowieczeństwa. I to niezależnie od tego czy ktoś
pełni funkcje kierowniczą czy spełnia zadania zwykłego pracownika. Za piękne
człowieczeństwo oparte na chrześcijaństwie tak dużo osób żegna śp. dyr. Henryka. A
gdyby w tym jego człowieczeństwie były jakieś plamy, to chcemy tutaj w tym miejscu
prosić o Boże miłosierdzie dla niego. Bardzo się starajmy, aby kiedyś gdy my
będziemy odchodzić na drugi brzeg, powiedziano o nas to był dobry człowiek - dobra
kobieta czy dobry mężczyzna. To będzie chyba najpiękniejsza recenzja. |