Żegocina - 9  lipca 1997 roku - centrum wsi.

MINĘŁO DWADZIEŚCIA LAT OD POWODZI TYSIĄCLECIA - LIPIEC 2017

   9 lipca 2017 roku minęło dokładnie dwadzieścia lat od "Powodzi Tysiąclecia", która niespodziewanie miała także swój katastrofalny epizod na terenie Gminy Żegocina.
    "Powódź tysiąclecia" rozpoczęły kilkudniowe, obfite opady deszczu, które spowodowały nagły przybór wody w rzekach. Potem w kolejnych dniach padający deszcz pogarszał sytuację. Kataklizm dotknął dopływy Odry, dorzecze Nysy Łużyckiej, dorzecze i dopływy Wisły. Niemal cała południowa część kraju została zalana. Zginęło 55 osób. Wielka woda dokonała znacznych zniszczeń w budynkach i infrastrukturze drogowej, a straty materialne szacowane były na 12 mld złotych. W wyniku powodzi dach nad głową straciło 7000 ludzi, a około 40 tys. straciło dorobek całego życia. Straty z tytułu zniszczenia majątku poniosło 9000 firm. Woda zniszczyła lub uszkodziła 680 000 mieszkań, 843 szkoły, z których 100 uległo całkowitemu zniszczeniu, 4000 mostów, w tym zerwanych ok. 45, 14 400 km dróg, 2000 km torów kolejowych, 613 km wałów przeciwpowodziowych i 665 835 ha ziemi, czyli ponad 2% kraju.
    Powódź na terenie Żegociny zdecydowanie różniła się od powodzi w dorzeczu Odry i Nysy Łużyckiej. W ówczesnym województwie tarnowskim powódź zniszczyła 114 mostów, ponad 900 km dróg i 16 stacji trafo. Wyłączono z użytkowania 4 wodociągi. Najbardziej ucierpiały gminy: Trzciana, Żegocina, Lipnica Murowana, Iwkowa, Łapanów, a w innych częściach województwa: Brzesko, Borzęcin
i Szczurowa. W całym województwie straty oszacowano wstępnie na 62 mln nowych zł.
    Główne zniszczenia na terenie Gminy Żegocina były skutkiem wylania Potoku Saneckiego w dniu 9 lipca 1997 roku, spowodowanego olbrzymią, gwałtowną ulewą powstała w wyniku tzw. oberwania chmury po popołudniowej burzy. Tak tamte wydarzenia w ksiązce po "Księga żywiołu" opisał Tadeusz Olszewski, który także wykonał wtedy wiele fotografii.
   Kiedy po silnych opadach deszczu 8 lipca 1997 roku pojawiła się w Potoku Saneckim płynącym przez Gminy Żegocina i Trzciana wysoka woda, zalewająca piwnice, podmywająca szereg dróg i niszcząca część pól uprawnych, nikt nie przypuszczał, że wkrótce nadejdzie jeszcze coś gorszego.

Potok Sanecki w centrum Żegociny - 08.07.1997 r.

08.07.1997 r. Droga 996 - zalane rowy.

Potok Sanecki w centrum Żegociny - 08.07.1997 r.

08.07.1997 r. Droga 996 - zalane rowy.

08.07.1997 r. Okolice Świetlicy w Łąkcie Górnej.

08.07.1997 r. Akcja ratownicza w Łąkcie Górnej.

08.07.1997 r. Okolice Świetlicy w Łąkcie Górnej.

08.07.1997 r. Akcja ratownicza w Łąkcie Górnej.

   Następnego dnia około godziny 16 nadciągnęła burza. Latem burza to nic dziwnego. Ta okazała się jednak tragiczna. Z ciężkich chmur lunęły na Trzcianę, Żegocinę, Lipnicę Murowaną, Laskową i okolice tysiące hektolitrów wody. Wszystkie fosy i rowy błyskawicznie zapełniły się brunatną cieszą, która w błyskawicznym tempie spływała na tereny niżej położone. Sanka wkrótce zamieniła się w potężną rzekę, która z ogromną siłą płynęła w dół zabierając wszystko, co spotkała na swojej drodze. Jak papierowa łódka odpłynął położony nieco wyżej kiosk spożywczy GS-u. Wychodzący po wieczornej mszy świętej z kościoła w Żegocinie ludzie nie mogli rozpoznać centrum wsi, które pełne jeszcze wody przypominało miasto zniszczone ciężkim nalotem bombowym. Sterczące ponad lustrem wody płyty chodnikowe, metalowe bariery, płynące drzewa, wyrwane z drogi potężne kawałki asfaltu, metrowe dziury na placu parkingowym, olbrzymie wyrwy w jezdni, pogniecione samochody, porozwalane sklepy, zalane magazyny - wszystko to przerażało. Zszokowani mieszkańcy nie mogli zrozumieć, jakim cudem woda potrafiła zabrać sprzed budynku Urzędu Gminy przystanek PKS-u oraz znajdujący się nieco niżej kiosk spożywczy. Jak papierowa łódka odpłynął położony nieco wyżej kiosk spożywczy GS-u. Nie mogli też nadziwić się, jakim cudem oparła się żywiołowi Figura św. Floriana na skwerze przy óczesnej bibliotece w Żegocinie. Woda sięgała Florianowi po konewkę, a on stał, jakby czuwając nad tym, by nikomu z ludzi nic się nie stało. Upilnował, gdyż w Żegocinie nikt, mimo znacznego zagrożenia, nie został nawet ranny. Ludzie potracili majątek, zniszczone zostały plantacje malin i truskawek stanowiące podstawę utrzymania znacznej części mieszkańców gminy, ale ludziom i żywemu inwentarzowi nic się nie stało.
   Do centrum dowodzenia akcją ratowniczą, które pośpiesznie zorganizowano w Urzędzie Gminy, docierały informacje, że woda zerwała znaczne odcinki drogi wojewódzkiej w Łąkcie Górnej i most w Bytomsku. Gmina nie miała łączności telefonicznej ze światem. Nie wszyscy wiedzieli, gdzie kto się znajduje. Kilkunastu turystów zostało zaskoczonych w terenie i teraz szukali możliwości przedostania się do swoich. Niektórzy pośpiesznie, bo zbliżałą się noc, poszukiwali noclegów. Przestał funkcjonować wodociąg, a potężne ilości wody zalały oczyszczalnię ścieków. Nie było prądu. Tylko szum płynących nadal potoków był doskonale słyszalny.
Zanim nadeszła noc właściciele zalanych sklepów z centrum Żegociny zabezpieczyli towar, usuwając zalany oraz sprzedali zapasy chleba, napojów i innych produktów. Długo jeszcze tego wieczoru stali w ciemnościach mieszkańcy okolicznych wsi przekazując sobie wiadomości i organizując się - na jutro - do prac porządkowych. Nie wiedzieli jeszcze jaka tragedia spotkała ich sąsiadów z drugiej strony Przełęczy Widoma. Tam, w Kamionce, zginęła kobieta przygnieciona przez zwalone na dom zwały ziemi.
   W ciężkim położeniu znalazło się też kilka domów w Rozdzielu i Łąkcie Górnej. Zwały mułu i ziemi oderwane ze zboczy gór zaczęły napierać na niektóre domy. Kilka rodzin uciekło na strychy lub do sąsiadów.  Niewiele osób spało tej nocy spokojnie. 

09.07.1997 - Powódź w Żegocinie. 09.07.1997 - Powódź w Żegocinie.
09.07.1997 - Powódź w Żegocinie. 09.07.1997 - Powódź w Żegocinie.
09.07.1997 - Powódź w Żegocinie. 09.07.1997 - Powódź w Żegocinie.
09.07.1997 - Powódź w Żegocinie. 09.07.1997 - Powódź w Żegocinie.
09.07.1997 - Powódź w Żegocinie. 09.07.1997 - Powódź w Żegocinie.
powodz1997-8-14.jpg (23770 bytes) 09.07.1997 - Powódź w Żegocinie.

Żegocina - wieczór 9 lipca 1997 roku. Foto: Tadeusz Olszewski

Żegocina - wieczór 9 lipca 1997 roku.

Żegocina - wieczór 9 lipca 1997 roku.

Żegocina - wieczór 9 lipca 1997 roku.

Żegocina - wieczór 9 lipca 1997 roku.

Łąkta Górna - wieczór 9 lipca 1997 roku.

Fotogtrafie z Łąkty Górnej - nadesłane.

    Ranek dnia następnego był pogodny. Ciepłe słońce oświetliło jasnymi promieniami beskidzką ziemię. W kotlinach i dolinach rzek nie mogło jednak rozpoznać krajobrazu. Zwały ziemi i kamieni na drogach, powyrywane drzewa, porozrzucane po łąkach sprzęty i kurczaki z trzciańskiego "Exodusu", brak mostów, osuwiska w lasach i na polach, zalane połacie łąk i łanów zbóż oraz odbijające się jasnością na tle brunatnej ziemi wypłukane z rzędów ziemniaki, poprzewracane słupy elektryczne i telefoniczne, wyrwy w drogach, olbrzymia ilość wyrwanych z chodników płyt betonowych, poprzewracane tunele warzywnicze oraz, co także trzeba powiedzieć, różnego rodzaju śmieci powyrzucane wcześniej do lasów i potoków, powyrywane mury oporowe na brzegach rzek, połamane drzewa, i ludzie, od wczesnego świtu robiący porządki we własnych obejściach - to krajobraz pierwszego poranka po powodzi. Teraz dopiero widać było ogrom zniszczeń. Strażacy, którzy już drugą dobę, prawie bez przerwy wypompowali wodę z zalanych pomieszczeń, musieli teraz także jeździć do pożarów, gdyż na skutek samozapłonu mokrego siana, paliły się stodoły w Łąkcie Dolnej. Mieszkańcy Łąkty sami drewnianymi palikami zabezpieczają wyrwy na drodze Bochnia - Limanowa, gdyż w każdej chwili ktoś może tam wpaść.
   Ciągle napływały informacje o stratach i potrzebach. Jedni grzecznie prosili o pomoc, inni zgłaszali się  z pretensjami. Wójt Żegociny Jerzy Błoniarz sam nie wiedział za co się chwycić i co robić w pierwszej kolejności. Tyle spraw działo się naraz. Bez przerwy dzwonił telefon w Urzędzie Gminy w Żegocinie, gdyż udało się stosunkowo szybko przywrócić połączenie telefoniczne na linii Żegocina - Bochnia. Wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało i pytali jakiej mogą udzielić pomocy. Sekretarz Gminy w Żegocinie Zbigniew Nożkiewicz rozważał, czy nie trzeba wezwać gminnej Obrony Cywilnej. Szybko doszedł  jednak do wniosku, że jest to zbyteczne, gdyż wszyscy i tak sami, bez wezwania, organizowali się do pracy nad usuwaniem szkód. Kilkunastu rolników przyjechało własnymi traktorami z przyczepami, znalazła się koparka. Do centrum wsi przywożono kamienny nanos, którym zatykało się największe dziury, dążąc do przywrócenia przejezdności przez centrum Żegociny. Usuwane były połacie rozerwanego asfaltu. Wypompowywana była woda z magazynu GS-u znajdującego się w piwnicach Wiejskiego Domu Handlowego oraz z pomieszczeń planującego wkrótce otworzyć sprzedaż sklepu firmy "Domwil". Warczały motory strażackich motopomp i pił spalinowych tnących drzewa zawalidrogi. Ekipy młodych mieszkańców wsi; rolnicy, pracownicy fizyczni, nauczyciele, z łopatami i kilofami udawały się do ujęcia wody pitnej na stok Kamionnej, by ta jak najszybciej mogła popłynąć woda z tego ujęcia. Ekipy energetyków naprawiały instalacje gazowe i elektryczne. W usuwaniu szkód pomagały także dzieci i młodzież z przebywających w Żegocinie na kolonii oraz wczasowicze.
  
Na drugi dzień po powodzi Tadeusz Olszewski wraz z Zbigniewem Szewczykiem, robiącym zapis filmowy skutków powodzi oraz Janem Marcinkiem - członkiem Zarządu Gminy Żegocina, udali się do pzostałych wiosek Gminy Zegocina.
   -
Do Rozdziela Dolnego jadę wraz z Janem Marcinkiem - członkiem Zarządu Gminy w Żegocinie i Zbigniewem Szewczykiem robiącym zdjęcia filmowe oraz Stanisławem Pławeckim - rolnikiem z Rozdziela, traktorem, gdyż tylko pieszo, rowerem lub takim właśnie środkiem lokomocji możemy się tam dostać, Jakoś udaje się nam dojechać do miejsc, w których najbardziej widoczne są zniszczenia. Wszędzie pełno kamieni i wszędzie ludzie usuwający skutki powodzi. Tu osuwisko, tu woda przyniosła z lasu sterty kamieni na pole uprawne, tu zerwany most, tam zaś zwały ziemi naparły na dom mieszkalny. Wygięte słupy sieci elektrycznej, kikuty połamanych drzew. Czarna rozpacz ogarnia człowieka, gdy to widzi. - Dotąd sięgała woda - pokazuje na ścianie właściciel jednego z domów. Jako strażak niejedno widział w życiu, ale najstarsi ludzie we wsi nie pamiętają takiej wysokiej i tak wszystko rwącej wody. Na podwórku porozrzucane sprzęty. Gospodarze wylewają z domu ostatnie wiaderka brudnej wody. Aby wyjść na drogę, która jeszcze wczoraj była asfaltową szosą, trzeba, dokonując cudów zręczności, przecisnąć się po stertach gałęzi, konarów i kamieni zebranych w miejscu, gdzie kiedyś była rzeka. Podchodzimy do granicy Rozdziela Dolnego i Kamionki. Z mostu zostały tylko niewielkie elementy. W miejscu, gdzie kiedyś była droga jest teraz sterta kamieni i cieknie niepozorny już strumyk. Z tej strony dostać się do Kamionki już nie można. Lat kilku potrzeba, by tę drogę odbudować - relacjonuje Tadeusz Olszewski.

Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r.
Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r.
Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r.
Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r.

Zniszczenia popowodziowe w Rozdzielu - 10.07.1997 r.

   Udajemy się teraz do Bytomska. Tu zniszczenia są na pozór mniejsze. Ale nie dotrzemy do końca wsi. Po moście, niedaleko za remizą, zostało niewiele. Na asfalcie plączą się linki sieci elektrycznej. Ludzie informują nas, że duże zniszczenia są w tzw. Młynie. Po rzecznym mule i przez kładkę - prowizorkę zrobioną z jednej deski, dostajemy się nad równinę, na której dzień wcześniej szalała potężna rzeka. Wody na polach już nie ma, ale z upraw już nic nie będzie. Jak wszędzie, tak i tu, ludzie porządkują obejścia. Potężne, przewrócone drzewa są pomostami łączącymi brzegi potoku. Po mostkach nie pozostało śladu.

Zniszczenia popowodziowe w Bytomsku - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Bytomsku - 10.07.1997 r.
Zniszczenia popowodziowe w Bytomsku - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Bytomsku - 10.07.1997 r.

Zniszczenia popowodziowe w Bytomsku - 10.07.1997 r.

    Najwyższy czas, by udać się do Łąkty Górnej - relacjonuje dalej Tadeusz Olszewski. - Jakieś 200 m za rogatkami Żegociny widać pierwszą wyrwę w drodze. Pół kilometra dalej następna, jeszcze większa i naruszony most. Na skraju rozpadliny wisi stodoła. Jeszcze stoi, lecz czy następny deszcz nie spowoduje, że spłynie na dno potoku, tego nikt nie wie. Zerwana jest też część mostu w kierunku Zamrażalni w Łąkcie Górnej. Pracownicy tego zakładu zabezpieczyli jednak wąskie przejście dla pieszych. O przejeździe nie ma mowy. Jeszcze wówczas nie wiemy, że dojazd do Zamrażalni ciężkimi samochodami z drugiej strony, od Trzciany nie jest także możliwy, gdyż zniszczony został most między Ujazdem a Trzcianą.
Zniszczenia popowodziowe w Łąkcie Górnej - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Łąkcie Górnej - 10.07.1997 r.
Zniszczenia popowodziowe w Łąkcie Górnej - 10.07.1997 r. Zniszczenia popowodziowe w Łąkcie Górnej - 10.07.1997 r.

Zniszczenia popowodziowe w Łąkcie Górnej - 10.07.1997 r.

    Nadszedł czas liczenia strat i organizowania pomocy. Straty były duże. Na wykazie sporządzonym w Urzędzie Gminy jest wiele pozycji. Pierwsze raporty popowodziowe z Żegociny, opracowane przez Urząd Gminy zawierały następujace dane:
   W wyniku powodzi poszkodowanych zostało 387 rodzin. Pomocy udzielono 212 rodzinom. Mieszkania utraciły 3 rodziny, 2 domy muszą być remontowane. Zniszczone - zalane obiekty: a) użyteczności publicznej - 5, b) indywidualne gosppodarstwa rolne - 248, c) zakłady pracy i inne - 7. Zniszczone drogi: a) gminne - 44 km, b) wojewódzkie - 5 km, c) krajowe - 4 km, d) drogi transpotu rolnego - 45 km, e) chodniki - 789 m2. Uzkodzone mosty; kładki: mosty - 9, przejazdy na drogach gminnych - 17. Uszkodzone linie telefoniczne - 0,6 km, nieczynnych 200 telefonów. Uszkodzone pojazdy: indywidualne - 6, pożarnicze (w czasie akcji) - 2. Zniszczone uprawy rolne: Bełdno - 7,75 ha, Bytomsko - 16,56 ha, Łąkta Górna - 68,17 ha, Rozdziele - 28,37 ha, Żegocina - 27,37 ha.
   Wielkość strat powodziowe Gminy Żegocina wyszacowano następująco: 1) gospodarka komunalna: oczyszczalnie ścieków w Łąkcie Górnej - 763.750 zł, wodociąg w Żegocinie 163.930 zł, wodociąg w Bełdnie 58.909 zł, kanalizacja w gminie 66.778 zł, wysypisko śmieci 20.000 zł - razem 1.093.367 zł; 2) drogi gminne i Plac Św. Floriana - razem 2.554.000 zł, 3) oświata: szkoły i przedszkola - 244.000 zł, 4) sport i turystyka: basen kąpielowy w Żegocinie - 44.000 zł, kort tenisowy w Żegocinie (w budowie) - 25.000 zł - razem 69.000 zł, 5) budynki administracyjne: Urząd Gminy - 5.000 zł, Biblioteka Gminna - 10.000 zł, Zakład Gospodarki Komunalnej 5.000 zł - razem - 20.000 zł. Szacunek strat wynikłych wskutek powodzi wyniósł łącznie ponad 4.100.000 zł. Dla porównania przypominam, że wartość budżet gminy (bez subwencji ogólnej i oświatowej) w 1997 roku wynosił 2.917.568 zł. Straty były więc ogromne.

Zniszczone ujęcie wody w Bełdnie. Sklep GS w Żegocinie, po przejściu fali powodziowej.

Zniszczone ujęcie wody w Bełdnie.

Sklep GS w Żegocinie, po przejściu fali powodziowej.

Powodziowe osuwisko pod domem w Rozdzielu. Zalane gospodarstwo w Rozdzielu.

Powodziowe osuwisko pod domem w Rozdzielu.

Zalane gospodarstwo w Rozdzielu.

 Osuwisko powodziowe przy domu w Rozdzielu. Zalany basen w Żegocinie.

Osuwisko powodziowe przy domu w Rozdzielu.

Zalany basen w Żegocinie.

Zniszczone ujęcie wody w Żegocinie. Zalane pola uprawne i zniszczona sieć elektryczna w Rozdzielu.

Zniszczone ujęcie wody w Żegocinie.

Zalane pola uprawne i zniszczona sieć elektryczna w Rozdzielu.

    Wspomiane wyżej szacunki strat okazały się mocno niedoszacowane. Nie obejmowały zresztą wszystkich kosztów. 14 lipca 1997 roku prasa podała, że w Gnmie Żegocina straty oszacowano na 44 miliony złotych.

CZĘŚĆ DRUGA - POMOC I ODBUDOWA >>>

[wstecz]