KAZANIE KSIĘDZA STANISŁAWA SZCZYGŁA NA MSZY ŚWIĘTEJ POGRZEBOWEJ

     
Henryk Holota 1931 - 2014.

   Odszedłeś od nas, lecz czyny Twe pozostają. Budzą wspomnienia i wiecznie trwają.
   Spalałeś się dla dobra ojczyzny. Dla niej żyłeś, dla niej tworzyłeś i życie bez reszty dla niej poświęciłeś. Odszedłeś od nas ale dzieła i myśli wśród nas pozostaną.


   Drodzy synowie zmarłego śp. Henryka: Mirku i Andrzeju wraz z żonami i dziećmi, Szanowna Rodzino,
- Drodzy Goście z Bocheńskiej Ziemi i różnych stron Polski,
- Szanowni przedstawiciele Huty Krakowskiej i Bocheńskiej ,
-  Szanowni przedstawiciele władz powiatowych i gminnych ,
- Drodzy Państwo którzy reprezentujecie bocheński szpital,
- Wszyscy Państwo którzy tu jesteście i bierzecie udział w ostatniej drodze mieszkańca Łąkieckiej Ziemi - śp. Henryka Holoty - długoletniego dyrektora Huty Bocheńskiej,
- Drogi księże Krzysztofie,
- Krewni dla rodziny zmarłego.

   Pozwólcie Państwo, że zacznę te swoje refleksje od osobistych wspomnień. A mam ich dużo bo znaliśmy się 28 lat. 4 marca br. odwiedził mnie p. dyr. Henryk. Sam przyjechał samochodem, aby oglądnąć witraż który znajduje się w kaplicy od strony południowej, a który ufundował wraz z rodziną. Po dokładnym obejrzeniu dzieła powiedział: "Cieszę się, że po mnie i po rodzinie zostanie w naszym kościele taka pamiątka dla potomnych. Niech będzie Bogu na chwałę, a ludziom na zadowolenie. Proboszczu, cieszę się, że udało się ten witraż szybko zrobić, bo ja coraz bardziej słabnę i trzeba się będzie wybierać do mojej żony Krystynyy". Ależ panie dyrektorze, przecież już wiele razy przychodziły różne słabości, ale przy pomocy lekarzy wszystko się dobrze kończyło. "Tym razem już tak nie będzie. Po świętach wybieram się do szpitala. Ale tym razem jestem pełen obaw". Słowa wtedy powiedziane okazały się prorocze. Już wcześniej - bo przed świętami znalazł się w szpitalu. I z tego miejsca, z golgoty współczesnych czasów odszedł w środę o godz. 1100 przed południem. Odszedł śp. Henryk do swojej żony Krysi, z którą pożegnał się 1.IV w 2005 roku. Przeżyli razem w małżeństwie 45 lat.
   I po latach trzeba stwierdzić, że łączyły ich mocne więzy, bo gdy nagle zmarła żona Krystyna to dziwnie posmutniał i zmienił się nasz pan dyrektor Henryk. Zawsze dotąd pogodny, zadowolony z życia, stał się teraz zamyślony jakby nieobecny w wielu dziedzinach życia, jakby wyłączony z tego co życie niosło. Obserwując go z boku miało się wrażenie, że po śmierci żony jego życie wyglądało tak jak rośliny, którą pozbawiono słońca mimo, że przecież nie był sam, bo zawsze towarzyszyli mu synowie z żonami. Wnuki kochały dziadka i zawsze się koło niego kręciły. A jednak brakło kogoś, kogo nie sposób było zastąpić. Obserwując życie powiem, że małżeństwo jeśli jest dobre, to cudowny związek z sobą a dla wierzących z Bogiem. Ten związek daje dużo wewnętrznej siły w którym jedno jest oparciem i umocnieniem drugiego. I jeśli braknie jednego, to człowiek zostaje jakby okaleczony.
   Odchodzenie z ziemi do Domu Ojca naszych wielkich Parafian: śp. doktor Krystyny i śp. dyrektora Henryka w jakiejś tajemniczy sposób wpisuje się w naszą religię chrześcijańską i w historię Kochanego Przewodnika duchowego Jana Pawła II. Wspomnijmy: śp. doktor Krystyna odeszła do wieczności 1.IV. 2005 r. A w następny dzień odszedł nasz Kochany Ojciec Św. J.P.II. A było to po Świętach Wielkanocnych przed Niedzielą Bożego Miłosierdzia. Śp. Henryk odchodzi też w kwietniu - 23 też po największych w naszej religii Świętach Wielkanocnych. Znowu przed Niedzielą Bożego Miłosierdzia. Przed niedzielą, podczas której nasz Kochany Polak - J.P. II zostanie urzędowo ogłoszony świętym.
   A zostanie ogłoszony na podstawie cudów, które dokonały się przez Jego pośrednictwo. Bóg daje znaki, że nas słyszy, że pomaga, trzeba się tylko prosić. A łatwiej się prosi gdy między Nim a człowiekiem staje tak wielki pośrednik. W ostatnią środę odszedł do ojczyzny wiecznej, do domu Ojca kolejny człowiek. Jak każdy z nas miał dobre i złe wydarzenia. Jak każdy człowiek poddany był działaniu czasu. Czas jest znakiem przemijania i następowania po sobie nowych faktów.
   Przyglądnijmy się przez chwilę jak zagospodarował swój czas śp. Henryk. Nie sposób dobrze ocenić 83 lata życia wielkiego człowieka. Zrobię to bardzo skrótowo, po to aby śp. Henrykowi powiedzieć na koniec dziękuję za to co zrobił, dla rodziny, dla Z iemi Bocheńskiej i Polski. I aby dla siebie wyciągnąć jakieś wnioski na dalszy czas naszej wędrówki. Przecież wszyscy całe życie się uczymy. Śp. Henryk ur. się 17.V 1931 w Łąkcie Dolnej. Studia ukończył na AGH w Krakowie. Pierwsza Jego praca - Huta Bobrek w Bytomiu. Od 1960-64 pracował w Hucie w Warszawie. Od 1964-1971 w Hucie Lenina w Krakowie. No i ostatnie miejsce pracy to Zakład Przetwórstwa Hutniczego w Bochni, gdzie był dyrektorem przez 19 długich lat. Pozwólcie Państwo że zatrzymam się przez moment nad czasem gdy Bocheńską Hutą zarządzał śp. Henryk. Był to czas, jak starsi pamiętają bardzo trudny w naszej polskiej historii. Czas przemian politycznych i gospodarczych. Był to tragiczny czas stanu wojennego. Trudno wtedy było stać i zarządzać jakimkolwiek zakładem. Z jednej strony władza wymuszała dla siebie bezwzględne posłuszeństwo. A z drugiej strony pracownicy stawiali swoje warunki. Zresztą słuszne.
   Nasz p. dyrektor Henryk sprostał wspaniale temu zadaniu. Rozmawiałem z wieloma pracownikami, którzy w tamtym okresie byli zatrudnieni w Hucie Bocheńskiej. Ktoś powiedział: "To był wielki szef i wspaniały człowiek". Ktoś inny szczerze mówił: "On pamiętał, że mamy rodziny, że musimy zarobić, że chcemy jakoś żyć". Ktoś jeszcze dodał: "Traktował nas jak ludzi". A żona Krystyna mówiła: "On to, co robił, zwyczajnie kochał. Dla niego Bocheńska Huta to był drugi dom w którym spędzał wiele, wiele czasu". Myślę, że ktoś z Państwa na cmentarzu uzupełni te moje skromne myśli odnośnie tego odcinka życia śp. Henryka. Gdy przyszedł czas pójścia na emeryturę osiadł wraz z żoną na Łąkieckiej ziemi. Cieszył się swoimi synami że sobie jakoś radzą. Mówił że ma wspaniałe synowe. Jego niezwykłą radością były wnuki o których przy każdej okazji opowiadał, mówił o ich sukcesach, osiągnięciach. Żył życiem tej wsi. I znowu dostrzegał i cieszył się, tym, że w gminie dużo się robi, że wioska nam pięknieje. A każdej niedzieli nasz p. dyr. swoim wysłużonym oplem na 10.00 do kościoła przyjeżdżał. Siadał w kaplicy i zamyślony o czymś z Bogiem rozmawiał. To była też taka katecheza. Wielki człowiek w swoją historię wpisuje swoją przyjaźń z Bogiem.
   I tak w bardzo wielkim skrócie przypomnieliśmy sobie trochę faktów związanych z życiem śp. dyr. Henryka. Film życia śp. Henryka zakończył się. I wydaje się, że nie ważne jest jak długi czas życia nam przypadnie w udziale. Ważne jest natomiast jak ten czas wykorzystamy. Film nie musi być długi czy krótki. Ma być po prostu dobry. Śp. Henryk od nas odszedł. Ile nam jeszcze zostało czasu, tego nikt nie wie. To jest tajemnica Boga. Kiedyś jednak i nasz zegar życia stanie. Myśląc o przyszłości, zostawmy w naszym kalendarzu czas dla Boga, rodziny, czas na pracę i odpoczynek. W dzisiejszych czasach pośpiechu i gonitwy bardziej się starajmy aby po drodze życia nie zgubić swego człowieczeństwa. I to niezależnie od tego czy ktoś pełni funkcje kierowniczą czy spełnia zadania zwykłego pracownika. Za piękne człowieczeństwo oparte na chrześcijaństwie tak dużo osób żegna śp. dyr. Henryka. A gdyby w tym jego człowieczeństwie były jakieś plamy, to chcemy tutaj w tym miejscu prosić o Boże miłosierdzie dla niego. Bardzo się starajmy, aby kiedyś gdy my będziemy odchodzić na drugi brzeg, powiedziano o nas to był dobry człowiek - dobra kobieta czy dobry mężczyzna. To będzie chyba najpiękniejsza recenzja.

Kazanie wygłoszone przez ks. proboszcza z Łąkty - Stanisława Szczygła podczas mszy świętej pogrzebowej w dniu 25 kwietnia 2014 r.

[wstecz]