Ks. mjr dr Zbigniew J.
Kępa
STULECIE KOŚCIOŁA
PARAFIALNEGO W ŻEGOCINIE 1896 - 1996
Czym był kościół w Żegocinie dla parafian?
Czym był kościół w Żegocinie dla parafian przez sto lat?
W roku jubileuszowym 100-lecia konsekracji kościoła (1996 r.) to pytanie
domagało się odpowiedzi. Prowokowało ono do przemyślenia, jaką rolę odegrała ta
budowla w życiu mieszkańców parafii Żegocina.
Budynek, jako obiekt sakralny, tak mocno zrósł się z
krajobrazem, że stał się jego integralną częścią. Także to, co miało miejsce
przez sto lat we wnętrzu tej świątyni stawało się integralną częścią osobowości
ludności tu zamieszkującej. Postawione na samym początku pytanie przywołuje
wspomnienia z minionych lat: pierwsze zapamiętane uczestnictwo we mszy św., I Komunię
św., bierzmowanie, ślub, chwile radosne i smutne z życia rodzinnego... Wspomnienia te
zapisane są głęboko w pamięci wszystkich parafian. W artykule pragniemy odpowiedzieć,
czym był kościół parafialny nie tylko dla obecnie żyjących, ale także i dla tych
pokoleń, które odeszły. O odpowiedź poprosiliśmy ks. prałata Antoniego Porębę -
obecnego proboszcza Parafii św. Mikołaja w Żegocinie, ks. Stanisława Bilskiego - ojca
duchownego Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie - siostry zakonne: Teresę Marcisz i
Albertę Chrobak z Zakonu Norbertanek, pochodzące z tej parafii (przebywające w
klasztorze norbertanek w Doksanach w Czechach), panią Marię Pączek z Żegociny. Autor
artykułu przeglądnął także kronikę parafialną z lat 1896-1906 r.
Dom Boży i Brama do nieba
Ks. Jakub Janczy, który duszpasterzował w Parafii
Żegocina od lipca 1865 do 1897 r., stanął przed koniecznością wybudowania nowego
kościoła. O przyczynach podjęcia przez niego budowy dowiadujemy się z Kroniki
Parafialnej (Liber Meborabilium, tom 1): "Kościółek dawny był podobno oryginalny,
ale nader maleńki, drewniany, chylący się do upadku tak, że starostwo w Bochni
zamykać nakazywało". Ks. dr S. Dutkiewicz autor tego kronikarskiego zapisu, był
pełen uznania dla swojego bezpośredniego poprzednika: "Godzien był uznania u
władzy, ale i u Boga ma za to zasługę szczególną, że wielkim trudem i
wytrzymałością swą przeprowadził budowę nowego kościoła". Ks. Janczy w czasie
budowy tak podupadł na zdrowiu, że Biskup Ordynariusz musiał mianować ks. Wojciecha
Śnieżnickiego administratorem, jednakże doczekał się konsekracji kościoła. "W
r. 1896 miał ks. proboszcz Janczy pociechę - czytamy w Kronice - że mógł nowo
wzniesiony Dom Boży poświęcić (benedykować) i pierwszą mszę św. odprawić wśród
łez radości uszczęśliwionych parafian swoich". Radość z tego, że w parafii
jest kościół - "Dom Boży i Brama do nieba" (por. Rdz 27,17) - będzie
doświadczeniem następnych pokoleń. Siostra norbertanka Teresa Marcisz, która
uczestniczyła w liturgii sprawowanej w tym kościele w latach 1942-1956, napisała:
"...bardzo kochałam, ceniłam i tęskniłam za kościołem. Ponieważ odległość
była duża - chyba około 4 km, dlatego starałam się dobrze wykorzystać swój pobyt w
kościele. Oj, ile radości i szczęścia było po powrocie do domu. Nogi bolały, głód
dokuczał, ale ważniejsza była radość spotkania z Panem".
Miejsce spotkania z Bogiem.
Kościół jest miejscem gdzie człowiek pragnie spotkać
się z Bogiem. Siostra norbertanka Alberta Chrobak wyraziła to w słowach: "Muszę
tutaj wspomnieć o atmosferze modlitwy i wiary, jaką odnajdywałam w kościele. Czy były
to dni zwykłe czy też wielkie uroczystości - rezurekcja, pasterka, Boże Ciało,
Gorzkie Żale, Triduum paschalne. Wiara i pobożność innych oddziaływały na mnie i
były mi potrzebne, i często z mego wnętrza płynęły wtedy słowa wdzięczności i
uwielbienia Boga, za dar wiary mojej, którą otrzymałam przez rodzinę,
parafię..." Świadomość, że kościół jest Domem Bożym trzeba było budzić.
Ks. Jakub Janczy zastał bardzo opłakany stan życia moralnego parafian: "mało kto
chodził do kościoła", "podobno drogą publiczną trudno było przejść bez
napaści", "moralność także pod innymi względami bardzo upadła" - tak
o życiu parafian sprzed 100 lat czytamy we wspomnianej już Kronice parafialnej. Trzeba
było usilnej pracy pokoleń kapłanów, aby kościół stał się miejscem spotkania z
Bogiem.
Kościół parafialny miejscem słuchania Bożego słowa
Słowo Boże głoszone było z pięknej barokowej ambony,
przeniesionej ze starego kościoła. Ileż kazań zostało z niej wygłoszonych?! Czasem
obfitego siewu Bożego Słowa były i są misje święte oraz rekolekcje św. Pierwsze
misje święte w żegocińskim kościele zorganizował ks. dr Stanisław Dudkiewicz w r.
1898. Przeprowadzili je Księża Redemptoryści. Parafianie przeżyli je głęboko:
"Misje trwały 14 dni - czytamy w Kronice - skończyły się właśnie w dzień św.
Mikołaja a skutek był nadzwyczajny. Ludność pilnie brała w misjach udział.
Kościół trząsł się nieraz od płaczu, zwłaszcza po komunii św.; wszyscy wyrzekali
się złego życia, zwłaszcza pijaństwa; powszechne było wszystkich życzenie, by
wytrwać w powziętych postanowieniach".
Renowacja (odnowienie) tamtych misji św. odbyła się rok
później także pod kierownictwem Księży Redemptorystów. Już dwa lata później, w
marcu, odbyły się następne misje, tym razem pod kierownictwem Ojców Dominikanów z
Krakowa. Ks. S. Dudkiewicz w głoszonym słowie Bożym upatrywał skuteczny środek by
zaprowadzić ład moralny i zachęcić do głębszego życie religijnego.
Zwyczaj organizowania misji św. stał się później
obowiązkiem duszpasterskim proboszczów. Ostatnie misje św. w parafii Żegocina odbyły
się w roku 1993, a przedostatnie w 1983, i zostały przeprowadzone przez Ojców
Redemptorystów z Tuchowa, na zaproszenie ks. prałata Antoniego Poręby - obecnego
proboszcza.
Słowo Boże głoszone było obficie przez duszpasterzy
pracujących przy tym kościele. W pamięci obecnych parafian utrwaliły się kazania ks.
Wojciecha Białasa, ks. Witolda Rybskiego, ks. Stanisława Kądziołki, ks. Tadeusza
Bieńka i innych. W prywatnym zbiorze autora tegoż artykułu znajduje się pokaźny
zbiór notatek i szkiców kazań ks. Wojciecha Białasa, który do każdego kazania
przygotowywał się niezwykle sumiennie, i dlatego był chętnie słuchany mimo
podeszłego wieku.
Kościół miejscem kultu Najświętszego Sakramentu
Siostra Alberta Chrobak wspomina: "Gdy przybywało mi
lat kościół mnie pociągał, szczególnie ze względu na Najświętszy Sakrament. Tu
mieszkał Jezus, który w przedziwny sposób upominał się o moje serce. Spotkanie z Nim
w Komunii św. było (i jest) dla mnie czymś najcenniejszym. (...) Wszystkie
nabożeństwa z wystawieniem Najświętszego Sakramentu były mi szczególnie drogie.
Procesje eucharystyczne - jako mała dziewczynka sypałam kwiaty, a przez wiele lat
nosiłam feretron z figurą Dzieciątka Jezus. W oktawie Bożego Ciała potrafiłyśmy
przychodzić z koleżankami na procesji rano i wieczorem, chociaż do kościoła nie było
blisko, a po rannej mszy św. i procesji trzeba było iść prosto do szkoły. Ale to nie
było ważne. Radość ze spotkania z Jezusem była o wiele większa".
Siostra Teresa Marcisz wspomina o istniejącej kiedyś
Krucjacie Eucharystycznej i innych formach kultu Najświętszego Sakramentu: "Jako
dziecko przedszkolne byłam zabierana przez starsze rodzeństwo Stasia i Rózię na
zebrania Krucjaty Eucharystycznej. Chętnie chodziłam na adoracje Najświętszego
Sakramentu dla dzieci. W piątek przychodziłam na Mszę św. pierwszopiątkową. (...) W
dni zimowe i słotne, czy upalne szło się na czczo z kościoła do szkoły - z suchym
prowiantem w teczce. Żal było opuścić każdego pierwszego piątku. To już weszło w
krew".
Księża proboszczowie troszczyli się o pobożność
eucharystyczną parafian od czasu konsekracji kościoła. Ks. Stanisław Dudkiewicz
zorganizował Arcybractwo Najświętszego Sakramentu. Wprowadził także nabożeństwo
Najświętszego Sakramentu podczas niedzielnych nieszporów. Kolejni proboszczowie
prowadzali inne formy, zgodnie "z duchem czasu".
Kościół parafialny miejscem kultu św. Mikołaja
Kościół w Żegocinie nosi wezwanie św. Mikołaja. Ten
tytuł wskazuje na średniowieczne pochodzenie parafii. W 1993 r. parafia obchodziła 700
lecie swego istnienia i ufundowania pierwszego, drewnianego kościoła. Kult św.
Mikołaja w tej parafii był zawsze żywy. Jak zapisał Czesław Blajda, w monografii
"Żegocina dawna i współczesna", odpustom w dniu św. Mikołaja
"towarzyszyła bogata oprawa liturgiczna, procesja z monstrancją, baldachimem,
chorągwiami i obrazami do noszenia (tzw. "feretronami")". Według
świadectwa ks. prałata Antoniego Poręby - kult św. Mikołaja nadal się rozwija.
Świadczy o tym duży napływ pielgrzymów, zamawianie intencji mszalnych o
błogosławieństwo w dobytku za wstawiennictwem św. Patrona, oraz zwyczaj składania, w
dniu odpustu, jaj za ołtarzem ("idąc na ofiarę"). Wiele osób zamawia mszę
św. polecając się św. Mikołajowi, w takich okolicznościach, kiedy to kupili konia
lub inne zwierzę domowe. Odpust ku czci św. Mikołaja każdego roku obchodzony jest w
najbliższą niedzielę po 6 grudnia, kiedy to wypada liturgicznym wspomnienie tego
świętego. Ks. prał. Antoni Poręba nie jest w stanie określić, kiedy parafia
otrzymała relikwie św. Patrona. Muszą one być dawne, średniowieczne, bo brak
jakichkolwiek zapisków w księgach parafialnych. Kościół w Żegocinie jest miejscem, w
którym relikwie Świętego doznają szczególnej czci. Sceny z życiorysu (z legendy)
św. Mikołaja zostały wyrzeźbione na antependium głównego ołtarza.
Kościół parafialny miejscem uczenia się godziwego życia
Ks. Dudkiewicz zapisał w Kronice parafialnej: "Lud
pójdzie do kościoła i dużo się z nim zrobi, gdy tylko uczciwie, wytrwale nad nim się
pracuje". Kościół to miejsce głoszenia wciąż na nowo chrześcijańskiej
"drogi życia". Parafianie żegocińscy nie byli ludźmi doskonałymi, jak
zresztą mieszkańcy innych parafii. Mieli swoje wady i przywary. Ale też na szczęście
mieli dobrych proboszczów, którzy napominali, jeżeli trzeba było, karcili (o ks.
Janczym czytamy w Kronice: "wystąpił stanowczo do walki ze złem, przyczem podobno
i harap wiszący w kancelarii miał czasem zastosowanie") ale przede wszystkim
zabiegali o dobry poziom życia moralnego. "Godzien zaś nasz biedny i w gruncie
poczciwy lud, by nad nim popracować" - pisał ks. Dudkiewicz. Z upadkiem moralnym
walczył ks. Jan Bach. Świadectwem jego zmagań o czystość narzeczeńską i
małżeńską są księgi parafialne, w których notował twarde środki, jakie stosował
wobec parafian, którzy łamali szóste przykazanie Boże: "nie cudzołóż".
Szczególnie wielką batalię stoczyli proboszczowie o
trzeźwość parafii. W Kronice opisane zostały dwa wypadki tragicznej śmierci po
pijanemu z początku XX wieku, które stały się przestrogą dla parafian. Niejaki
Wróbel z Łąkty Górnej, który na napomnienia proboszcza odpowiadał, że się nie
obejdzie bez wódki, spalił się wraz z karczmą, gdzieś na trasie do Nowego Sącza.
Jakaś kobieta z Kierlikówki "trupem nagle padła", kiedy posyłała po
wódkę. "Trzeba ciągle pracować i czuwać - pisał ks. Dutkiewicz - by słabość
ludzką bronić od upadków". Następcy ks. Dutkiewicza czuwali i pracowali tak
wytrwale, że w 1938 roku przestała istnieć ostatnia karczma żydowska. Jednakże
problem pijaństwa w parafii był przedmiotem troski proboszczów także w latach
późniejszych.
Kościół parafialny przedmiotem troski parafian
"Ozdoba domu Bożego i godność Kościoła
katolickiego, w którym sam Bóg przemieszkuje i świętych obrzędów, które się tam
odbywają, także wzgląd na zbudowanie wierzących nakazują proboszczowi dbać jak
najgorliwiej o ozdobę kościoła, o wprowadzanie w czyn słów, które w czasie mszy św.
powtarza: <<Dilexi decorem domus Tue>>"- tak pisał w Kronice ks. dr
Stanisław Dutkiewicz. Podkreślił on, że Bóg poruszył serca parafian do ofiarności,
tak że sami ofiary chętnie składali i sami zachęcali go by zwracał się do
społeczności parafialnej o środki na przyozdobienie świątyni. Kościół został
otoczony kamiennym murem. Ks. proboszcz musiał jedynie zapłacić za piasek i cement,
resztę zapewnili parafianie. Kamienie na ogrodzenie dał za darmo Żyd Samuel Rosenbum,
który był kolatorem kościoła. Budowa organów, malowanie kościoła to kolejne dzieła
zapobiegliwego proboszcza ks. S. Dudkiewicz. Główny ołtarz z figurą Serca Pana Jezusa
został fundowany przez Feliksa Armatowicza z żoną Wiktorią - właścicieli dworu w
Łąkcie Górnej - a został sprowadzony z Tyrolu. "Jest to wspaniały dar
świadczący o szlachetności ofiarodawców" - czytamy w Kronice. Ołtarz boczny
Matki Boskiej ufundowany został przez dziedzicową Matras z Bytomska. Ołtarz boczny św.
Józefa został ufundowany ze składek parafian. Ołtarze główny i dwa boczne wykonał
Józef Riferrer w Tyrolu, "człowiek sumienny i uczciwy". W czasie II wojny
światowej powstał jeszcze jeden ołtarz dłuta Jakuba Juszczyka, który okupację
spędzał w rodzinnej miejscowości. Rzeźbiarz ten swoją drogę artysty zawdzięcza ks.
Andrzejowi Pawickiemu, który zachęcił go i skierował na studia w Akademii Sztuk
Pięknych do Krakowa.
W 1903 w kościele zostały umieszczone stacje drogi krzyżowej sprowadzone z warsztatu
Józefa Millera z Monachium z Bawarii. Fundatorem Drogi krzyżowej był proboszcz S. Dutkiewicz.
Fundator ten napisał w Kronice, że pragnął w ten sposób uczcić Mękę Chrystusa
poniesioną za niego i przez piękne obrazy z terakoty chciał pobudzić parafian do
rozważania miłości Bożej i zachęcić do większej miłości Zbawiciela. Pragnął
także, by ta fundacja była przebłaganiem Boga za ludzkie uchybienia, których się
mógł dopuścić w trosce o Boży lud.
Ks. Jan Bach podjął się przebudowy wieży kościoła. W
ocenie poprzedniego proboszcza, ks. S. Dutkiewicza, "[kościół] drugą miał wadę
(pierwsza to zbudowanie pełnych ścian odgradzających nawę główną od bocznych) to
budowa wieży, która przynamniej o dwa piętra powinna być wyższa". Ks. Bach
szukając środków materialnych wydrukował kartę pocztową z wizerunkiem kościoła w
Żegocinie z projektem nowej wieży. Dochód z kart pocztowych był przeznaczony na
dokończenie budowy. Przebudowa wieży rozpoczęta przez tego proboszcza w 1927 r.
została zakończona w 1931 r. Za czasów proboszczowania księdza Jana Bacha, w 1922 r.,
zostały ufundowane przez parafian oraz rodaków - emigrantów z USA dwa dzwony. Na
większym dzwonie wypisano: "Fundacja parafii Żegocina na pamiątkę wskrzeszenia
Polski", a na drugim "na pamiątkę ocalenia Żegociny podczas wojny 1914
r.".
Ks. Wojciech Białas przyozdobił kościół nowymi witrażami
oraz freskami pod oknami nawy głównej, które jednak nie miały dużej wartości
artystycznej i później za czasów następnego proboszcza - ks. Antoniego Poręby -
zostały zamalowane. W 1967 roku zostały ufundowane kolejne dwa dzwony do parafialnego
kościoła. Jeden o imieniu "Maria" jest pamiątką 1000-lecia chrztu Polski,
drugi "Wojciech" wziął imię od patrona ks. Białasa, który to proboszcz
obchodził wtedy jubileusz 50-lecia kapłaństwa.
Obecnie parafianie, tak jak ich praojcowie, nie skąpią
ofiar i trudu, by kościół był zadbany i gustownie urządzony. Dowodem tego jest nowa
marmurowa posadzka, ogrzewanie elektryczne i zadbane zewnętrzne otoczenie świątyni.
Kościół parafialny centrum szerzenia
oświaty
"Oświaty ludowi potrzeba. Oświata go uszlachetnia i
uczy szanować swą godność. Oświata ułatwia mu zrozumienie praw Bożych i nauk w
kościele. Oświata dobra i umoralni lud i dobrobyt jego wzmoże" - napisał w
Kronice ks. dr Dudkiewicz. Kierując się tym przekonaniem ks. S. Dudkiewicz w 1897 r.
założył bibliotekę ("czytelnię"). Książki dostarczyło Krakowskie
Towarzystwo Oświaty Ludowej. W bibliotece znajdowały się książki religijne, powieści
oraz książki naukowe z zakresu rolnictwa. Czytelnictwo na przełomie XIX i XX wieku
było tak duże, że trudno było - jak czytamy w Kronice - "nastarczyć książek w
niedzielę i święta".
Dzieło szerzenia kultury i oświaty szerzył ks. Jan Bach. Propagował on czytelnictwo
czasopism katolickich i ich prenumeratę. Prowadziła także swoją ożywioną
działalność biblioteka parafialna. Kolejnym dziełem tego proboszcza było założenie
Spółki Hodowców Drobiu i Zbytu Jaj, rozwinięcie działalności Kółka Rolniczego oraz
ponownie uruchomienie mleczarni.
Dzięki ks. Dudkiewiczowi i Bachowi w parafii rozwijała się oświata rolnicza i powoli
zmieniało się oblicze parafii, która zaczęła wyróżniać się osiągnięciami
rolniczymi, hodowlanymi i handlowymi.
Kościół parafialny miejscem budzenia powołań kapłańskich i zakonnych
Kościół jest miejscem wsłuchiwania się w głos
powołania. Czesław Blajda we wspomnianej już monografii "Żegocina dawna i
dzisiejsza" wyliczył, że przed I wojną światową odbyły się w kościele
prymicje dziesięciu księży, w okresie międzywojennym pięciu, a po II wojnie
światowej piętnastu kapłanów. Z parafii pochodzi wiele sióstr zakonnych. Wszyscy ci
powołani do kapłaństwa i do zakonu wymadlali swoje powołanie u stóp Jezusa
ukazującego Swe Najświętsze Serce w głównym ołtarzu. Wspomina Siostra Alberta
Chrobak: "Nie mogę nie napisać, że kościół był też świadkiem i miejscem
moich zmagań z samą sobą o powołanie zakonne. Jezus pociągał i upominał się o moje
serce. Nie od razu trzeba to zrozumieć jako pragnienie wstąpienia do zakonu, chociaż
myśl, że będę zakonnicą pojawiła się w czwartej, piątej klasie szkoły
podstawowej. Później zapomniałam o tym, albo raczej wyrzucałam ze świadomości, bo
nie wierzyłam, że Bóg mnie powołuje. Wydawało mi się to niemożliwe. Dlaczego ja?...
Szukałam różnych argumentów przeciw, a równocześnie odczuwałam jeszcze większą
potrzebę kontaktu z Bogiem przez modlitwę i Komunię św., aby rzeczywiście być
pewną, że to nie jest powołanie. Z drugiej strony coś me serce "wołało" do
tego, aby się Panu Bogu oddać, bo On godzien jest mej miłości i życia. Dużą rolę
miały tu chyba liczne powołania kapłańskie z naszej parafii. Brakowało mi jednak
świadectwa sióstr zakonnych. Ostatnie lata przed podjęciem decyzji były dla mnie
czasem wewnętrznych bolesnych rozterek - co robić? Czy to, co czuję, to rzeczywiście
powołanie?! Próbowałam targować się z Jezusem "udowadniać" swoją
niezdatność do takiego życia, po prostu nie chciałam iść do klasztoru... Jezus nie
dał za wygraną, Jezus zwyciężył... Ostatni dzień przed wstąpieniem do klasztoru
był także dniem pożegnania z kościołem. Wraz z rodzicami byłam ostatni raz na Mszy
św. i nowennie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ufam, że rodzice razem ze mną
ofiarowali mnie Maryi, którą w szczególny sposób ukochałam i zawdzięczam też tak
wiele".
Wiele dla działa powołań kapłańskich i zakonnych uczynił ks. Wojciech Białas. W
każdy pierwszy czwartek miesiąca modlił się o powołania kapłańskie i zakonne z
parafii. Pod koniec swojego proboszczowania cieszył się, że ma aż siedmiu kleryków,
którzy wszyscy doszli do kapłaństwa (o. J. Zelek, o. S. Pławecki, ks. E. Kamionka, ks.
S. Bilski, ks. K. Fąfara, ks. Z. Kępa). Owi kapłani wspominają długie spotkania po
mszy św. na plebani, z kubkiem gotowanego mleka, z chlebem pieczonym w domowym piekarniku
i z przede wszystkim żywiołową radością, z humorem bardzo posuniętego już wtedy w
latach ks. kanonika Wojciecha Białasa.
Kościół parafialny miejscem formacji ludzi świeckich
Pisząc o kościele w Żegocinie nie sposób pominąć
tych, którzy słuchając słowa Bożego podczas liturgii odpowiadali na nie swoim życiem
przepełnionym troską o dobro wspólne. Takich parafian było wielu. Wymieńmy tylko
kilku pomijając tych, o których już wspomnieliśmy przedstawiając troskę parafian o
kościół.
. Piotr Kępa był długoletnim i zasłużonym wójtem Żegociny.
Dzięki jego staraniom wybudowano w latach 30-tych piętrową murowaną szkołę, na
miejscu starej szkoły.
. Roman Radłowski kierownik szkoły w Żegocinie, który bardzo
zasłużył się na polu oświaty w latach trzydziestych.
. Jan Przeniosło rozbudował szkołę i wraz ze swoją żoną Zofią
angażowali się w pracę społeczną. Dyrektor Przeniosło sprzeciwił się akcji
ściąganiu krzyży w r. 1958, za co został czasowo zawieszony w czynnościach.
. Eugeniesz Łopatko - dyrektor Szkoły Podstawowej w Łąkcie Górnej -
pomógł wielu ludziom składając z bardzo dobrym skutkiem połamane kości.
. Grzegorz Hodowański, repatriant z Kamionki Strumiłowskiej, dyrektor
szkoły cztero-klasowej w Bełdnie, malarz. Namalowany przez niego na płótnie, dużych
rozmiarów obraz, zawieszony na kościelnej wieży, był ozdobą 30 i 31 maja 1969 r. w
czasie uroczystości nawiedzenia Matki Boskiej Królowej Polski w symbolu świecy.
Anna Kępa, córka wójta, poświęciła swoje życie dla Boga i
kościoła, przyozdabiając świątynię kwiatami, sprzątając, szyjąc i cerując szaty
i bieliznę.
Długi szereg tych, którzy poświęcali się dla innych powiększają
ci, którzy obecnie żyją nie tylko dla siebie i swojej rodziny, ale i dla innych.
Zakończenie
Czym jest dla mnie kościół parafialny? "Nigdy się
nad tym nie zastanawiałam - napisała pewna osoba zakonna odpowiadając na moje pytanie -
chociaż wciąż sylwetka kościoła pojawiała się przed moimi oczami jako coś bardzo
bliskiego i cennego". Dopiero pytanie to skoncentrowało mnie na roli, jaką odegrał
kościół św. Mikołaja w moim życiu". Warto, aby pytanie: "czym jest dla
mnie kościół parafialny?" zadał sobie każdy mieszkaniec parafii św. Mikołaja w
Żegocinie, a także każdy, kto urodził się i wychował na tej ziemi, a teraz mieszka
poza swoją rodzinną miejscowością. Jubileusz 100-lecia kościoła obchodzony w 1996 r.
był dla wielu powrotem do swoich korzeni. Bogu niech będą dzięki - za 100 letni
kościół parafialny jest on błogosławieństwem dla żegocińskiej ziemi. |