BP TADEUSZ PŁOSKI I JEGO ZWIĄZKI Z ŻEGOCINĄ

Ks. Zbigniew Kępa i Bp. Tadeusz Płoski. 9.04.2010 r.

Ks. Zbigniew Kępa i Bp. Tadeusz Płoski. 9.04.2010 r.

    Wśród wielu znanych osób, które mają związki z Żegocina jest Ś.P. gen. broni Ks. Bp Tadeusz Płoski - Biskup Polowy Wojska Polskiego, który zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem w drodze na uroczystości zorganizowane w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Miał tam przewodniczyć mszy świętej na polskim cmentarzu wojskowym w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej.
    Urodził się 9 marca 1956 roku w Lidzbarku Warmińskim jako syn Henryka i Kazimiery. W 1976 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego "Hosianum" w Olsztynie, gdzie odbył studia filozoficzno-teologiczne. 6 czerwca 1982 w katedrze olsztyńskiej przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa warmińskiego Jana Obłąka. Przez okres jednego roku pracował jako wikariusz w parafii pw. św. Józefa w Morągu. W latach 1983-1986 studiował prawo kanoniczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie. W 1986 roku podjął pracę w Kurii Biskupiej, a także w Sądzie Biskupim Diecezji Warmińskiej, pełniąc funkcję sędziego diecezjalnego. W 1992 roku został oddelegowany do Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego i 1 czerwca 1992 roku objął urząd notariusza, następnie w 1994 roku - szefa wydziału duszpasterskiego Kurii Polowej w Warszawie. W 1994 roku - jako pierwszy z kapelanów wojskowych - ukończył Podyplomowe Studium Operacyjno-Strategiczne w Akademii Obrony Narodowej w Warszawie-Rembertowie. W 1995 roku został mianowany dziekanem Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a po ich rozwiązaniu - w 2000 roku kapelanem Biura Ochrony Rządu i w 2001 roku - dziekanem Biura Ochrony Rządu. 16 października 2004 roku został mianowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II Biskupem Polowym Wojska Polskiego. 30 października 2004 roku przyjął święcenia biskupie i odbył uroczysty Ingres z ceremoniałem wojskowym do Katedry Polowej Wojska Polskiego w Warszawie. W dniu 23 czerwca 2005 roku Prezes Rady Ministrów RP powołał Biskupa Płoskiego w skład Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa; był także członkiem Rady Powierniczej Muzeum Powstania Warszawskiego.
    Będąc wykładowcą prawa wyznaniowego na Wydziale Prawa i Administracji w Uniwersytecie Warmińsko - Mazurskim opublikował ponad 150 artykułów naukowych i popularnonaukowych; uczestniczył w wielu konferencjach i sympozjach w kraju i za granicą poświęconych zagadnieniom prawa i duszpasterstwa wojskowego.
    Zginął 10 kwietnia 2010 w katastrofie polskiego samolotu Tu-154M w Smoleńsku w drodze na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Pochowany został 19 kwietnia 2010 w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie.
    Ks. Bp Tadeusz Płoski wielokrotnie przyjeżdżał do Żegociny, mieszkając u swojego bliskiego współpracownika w Ordynariacie Polowym, rodaka z Żegociny ks. Zbigniewa Kępy. Spotykał się nie tylko z księżmi pracującymi wtedy w Parafii Żegocina i Łąkta, a także z Wójtem Gminy Żegocina. Wiele razy przewodniczył mszom świętym, wygłaszając także pełne religijnych i patriotycznych treści, wzruszające homilie.  Ich pełną treść, autoryzowaną przez kapłana zamieszczono w serwisie Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. Można się z nimi zapoznać także w 7. tomach kazań biskupa Tadeusza Płoskiego, które posiada Gminna Biblioteka Publiczna w Żegocinie.
    Historia pobytów Ks. Biskupa w Gminie Żegocina, jak podają źródła internetowe, obejmuje lata 2005 - 2009. 22.czerwca 2005 roku  Ks. Bp Tadeusz Płoski przewodniczył uroczystościom pogrzebowym Ś.P. Józefa Kępy - ojca ks. Zbigniewa Kępy w Żegocinie. Wygłosił także kazanie, którego pełna treść nie zachowała się.
   Od tamtego czasu Ks. Bp przjeżdzał do Żegociny corocznie. Przebywał tu na przełomie 2006 i 2007 roku. Na zakończenie Starego Roku nawiedził cmentarz wojenny nr 303 w Rajbrocie. Ordynariusz Wojskowy chwilę czasu poświęcił tu na refleksję i na modlitwę za poległych podczas I wojny światowej. Biskup Polowy Wojska Polskiego gen. dyw. Tadeusz Płoski celebrował także Mszę św. na zakończenie Starego Roku w kościele parafialnym pw. św. Mikołaja w Żegocinie. Na początku liturgii Proboszcz Parafii ks. kan. Leszek Dudziak powitał Księdza Biskupa podkreślając, że niewiele parafii ma zaszczyt gościć biskupa w Sylwestra. Poprosił, by Biskup sprawował Mszę św. w intencji rodzin tej parafii i wygłosił kazanie. Pierwszy dzień 2007 roku Ks. Bp koncelebrował wspólnie z ks. Hieronimem Kosiarskim Mszę Świętą w kościele parafialnym w Łąkcie Górnej, modląc się o pokój na świecie. Do Żegociny ks. Bp przyjechał jeszcze w tym samym roku. 15. lipca, w XV Niedzielę Zwykłą wygłosił w kościele parafialnym w Żegocinie kazanie poświęcone Miłosierdziu Bożemu. W kolejnym roku, 6. lipca 2008 roku wygłosi łw kościele parafialnym w Żegocinie kazanie zatytułowane "Przyjdźcie utrudzeni i obciążeni". W kolejnym roku, 5 lipca 2009 roku, w kościele parafialnym w Żegocinie Ks. Bp wygłosił kazenie "Człowiek nie jest twórcą norm moralnych, ale ich odkrywcą".
   Po raz ostatni Ks. Bp Tadeusz Płoski był w Żegocinie 15. listopada 2009 roku. W tutejszym kościele, podczas mszy świętej z okazji imienin Stanisławy Kępa - Mamy ks. Zbigniewa Kępy, wygłosił wtedy kazanie "Ich bezinteresowna miłość i troska o losy synów i córek".
   9. kwietnia 2010 roku, na 12 godzin przed katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem Biskup Polowy Wojska Polskiego Tadeusz Płoski pożegnał się z osobami biorącymi udział w uroczystej Mszy św. z okazji 25-lecia pracy ks. Zbigniewa Kępy. W uroczystości tej brał udział także Wójt Gminy Żegocina Jerzy Błoniarz. Ze wzruszeniem wspomina te chwile. - W tamten piątek o godz. 21 pożegnałem się z biskupem Tadeuszem Płoskim będąc na nabożeństwie, które odprawiał z okazji 25-lecia pracy ks. Zbigniewa Kępy pochodzącego z Żegociny. Szczególnie ciepło mówił o wszystkich, a przede wszystkim o Jubilacie. Okazało się, że było to ostatnie jego kazanie. Szkoda, był to dobry człowiek - wspomina Jerzy Błoniarz.

  Serdecznie dziękuję za współpracę przy gromadzeniu materiałów ks. Zigniewowi Kępie.
                                                                                                 Tadeusz Olszewski

Ks. Bp Płoski na cmentarzu w Rajbrocie - 31.12.2006 r. Ks. Leszek Dudziak wita Ks. Bpa Płoskiego - 31.12.2006 r.

Ks. Bp Płoski na cmentarzu w Rajbrocie - 31.12.2006 r.

Ks. Leszek Dudziak wita Ks. Bpa Płoskiego - 31.12.2006 r.

Ks. Bp Tadeusz Płoski - Żegocina - 31.12.2006.

Ks. J. Sądel, Bp Tadeusz Płoski, ks. L. Dudziak - Żegocina - 31.12.2006.

Ks. Bp Tadeusz Płoski - Żegocina - 31.12.2006.

Ks. J. Sądel, Bp Tadeusz Płoski, ks. L. Dudziak - Żegocina - 31.12.2006.

Źródła:
www.ordynariat.pl
www.zegocina.pl

KAZANIA WYGŁOSZONE PRZEZ KS. BPA TADEUSZA PŁOSKIEGO W ŻEGOCINIE
I ŁĄKCIE GÓRNEJ

       Podczas swoich pobytów w Żegocinie i Łąkcie Górnej Biskup Polowy Tadeusz Płoski clebrował kilka mszy świętych, podczas któych wygłosił kazania.

2005-06-22 Umarł Ojciec kapłana - uroczystości pogrzebowe ś.p. Józefa Kępy w Żegocinie

    Nie zachowało się kazanie biskupa polowego Tadeusza Płoskiego wygłoszone podczas uroczystości pogrzebowych.W kościele parafialnym p.w. Św. Mikołaja w Żegocinie na Podkarpaciu Biskup Polowy gen. bryg. Tadeusz Płoski przewodniczył 22 czerwca 2005 uroczystościom pogrzebowym ś.p. Józefa Kępy. Śp. Józef Kępa przeżył 69 lat, zmarł 19 czerwca. Wychował 6. dzieci, wraz żoną Stanisławą dali Kościołowi syna Zbigniewa, pełniącego obecnie służbę w Ordynariacie Polowym jako Szef Oddziału Duszpasterskiego. Śmierć Ojca Kapłana zobowiązuje braci w kapłaństwie do modlitewnej solidarności. W kościele w Żegocinie zameldowali się więc przed ołtarzem tego dnia nie tylko kapelani wojskowi , ale również kapłani diecezji tarnowskiej, skąd pochodzi Ks. Zbyszek. Kościółek w malowniczej miejscowości podkarpackiej wypełnili tez licznie mieszkańcy, którzy wyrazili swoja obecnością wdzięczność Panu Bogu za dar życia tego pracowitego człowieka. Ś.p. Józef Kępa oprócz pracy na gospodarstwie trudnił się bowiem budowaniem domów, kaplic, budynków użyteczności publicznej w tej okolicy. Swoją solidarność w bólu po stracie Ojca wyrazili ks. Zbigniewowi również funkcjonariusze Straży Granicznej , z komendantem Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej płk. Jerzym Stecem na czele. Kondukt żałobny poprowadziła Orkiestra Reprezentacyjna Podkarpackiego Oddziału Straży Granicznej. Ks. mjr Zbigniew Kępa wśród funkcjonariuszy tego oddziału rozpoczął pracę w Ordynariacie Polowym. W homilii pogrzebowej biskup polowy podkreślił zasługi Zmarłego, który jak Jego Patron św. Józef był prostym ubogim, ale szlachetnym człowiekiem, obdarzonym życiową mądrością. Swoje dzieci wychował bowiem w etosie rzetelnej pracy i odpowiedzialności. Ten rys ojcowskiego wychowania widoczny jest również w stylu duszpasterskim Księdza Zbigniewa Kępy, kapłana modlitwy, pracy i odpowiedzialności. - Bezkompromisowość Księdza Zbigniewa, podkreślił Biskup Polowy , nie zawsze spotyka się z właściwym zrozumieniem, ale jest to człowiek czytelny, który nie uznaje mowy w stylu "być może, ale", tylko jednoznaczne Chrystusowe :"Tak, tak - Nie, nie". Proboszcz Kościoła z Żegociny, Ks. dziekan Leszek Dudziak podziękował Biskupowi Płoskiemu, za bliskość ojcowską w chwilach dla księdza Kępy najtrudniejszych. Przed egzekwiami Ks. Zbigniew nad trumną Ojca podziękował Mu m.in. za to:"że jako dziecko widział jego zgięte do modlitwy kolana, że uczył go miłości do piękna ojczystej przyrody i historii tej ziemi". Na ręce Rodziny Zmarłego kondolencje nadesłał również biskup tarnowski Wiktor Skworc.
Elżbieta Szmigielska - Jezierska

Źródło: http://www.ordynariat.pl/pl/199_1422.html


2007-01-01 Łąkta Górna: Kazanie Biskupa Polowego WP w wygłoszone podczas Uroczystośi Świętej Bożej Rodzicielki Maryi
   
Osoba ludzka sercem pokoju

    Dziś w Kościele katolickim obchodzona jest uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, kończąca świętowanie Bożego Narodzenia. W ten sposób oddajemy cześć Matce Bożej, dzięki której na świat przyszedł Zbawiciel. Maryja Dziewica, Matka Boża jest otaczana szczególną czcią w Kościele. W ciągu roku obchodzi się 12 świąt maryjnych.
Pierwszy dzień stycznia i pierwszy dzień Nowego Roku jest dniem szczególnej modlitwy o pokój w całym Kościele. Dzień ten poświęcony jest Matce Bożej. To z Nią Kościół wchodzi w Nowy Rok z nadzieją, że pomoże w opanowywaniu wszelkich porywów gniewu, zarówno w rodzinnych domach, jak i układach międzynarodowych. Ona, która była świadkiem gniewu wylanego na Jej Syna i nie rzekła ani słowa, wie, że walka o pokój na ziemi zawsze będzie wyglądała dokładnie tak, jak na Golgocie. Tam prawdziwe zwycięstwo należy do Jej Syna, a nie do tych, którzy przybili Go do krzyża. Tam ogień ich okrucieństwa i nienawiści został ugaszony miłością i pokojem Tego, którego uśmiercili. Modlitwa o pokój na świecie to wspólne błaganie Boga o rozprowadzenie daru i łaski pokoju, które wypływają ze źródła bijącego na Kalwarii.
Maryja jest matką swego Syna i naszą matką. Dzięki Jej posłuszeństwu słowu Boga Jezus przyszedł na świat. W Nim my także jesteśmy synami i córkami Boga, dziedzicami Jego królestwa. Naśladując Maryję, wsłuchujemy się w słowo Boże i chcemy je wcielać w życie. Czyniąc to, będziemy tak jak Ona współdziałać z Panem w przekazywaniu światu Jego łask. On potrzebuje naszych czynów, myśli i serc.
    Jest rzeczą oczywistą, że nie zawsze potrafimy zrobić wszystko, co chcielibyśmy uczynić. Pytamy nieraz: dlaczego jedni czynią wiele dobra, a nigdy nie narzekają na brak czasu, inni zaś czynią niewiele, a czasu ciągle im brakuje. Odpowiedź jest stosunkowo prosta: Czas ma ten, kto kocha. Zakochani zawsze znajdą czas dla siebie, nawet w największym nawale pracy. Potrafią zorganizować spotkanie, porozmawiać, napisać list... Mąż kochający żonę zawsze znajdzie dla niej czas. Matka kochająca dzieci zawsze ma dla nich czas. Przyjaciel, mimo zajęć, zawsze zatrzyma się przy chorym przyjacielu. Pierwszym znakiem wygasającej miłości jest brak czasu dla tych, których kochamy. Miłość nigdy nie pozwoli zasypać się tysiącami doczesnych trosk, ona zawsze w pokoju i radości umie zachować właściwą hierarchię wartości.
   Ten, kto nie kocha, nie ma czasu ani dla Boga, ani dla bliźniego, ani wbrew pozorom dla siebie. Jeżeli zaś kocha, to czas rozmnaża się w jego rękach jak chleb w rękach Jezusa, gdy karmił tysiące ludzi. Ten chleb był łamany i rozdawany ręką Wiecznej Miłości. Ludzie, którzy prawdziwie kochają, potrafią jedną godziną swego życia nakarmić wielu. (ks. E. Staniek).
    Z wielkim wzruszeniem zrywamy zawsze ostatnią kartkę kalendarza, żegnamy stary rok, tak bardzo nabrzmiały w wydarzenia i przeżycia. Stanęliśmy na krawędzi czasu. Za nami pozostał trwały grunt tego, co przeszło, przed nami wielka niewiadoma. Żegnaliśmy stary rok z różnym uczuciem. Jedni z wdzięcznością, bo być może połączył dwoje szczęśliwych w sakramencie małżeństwa przy ołtarzu. Innym dał radość z długo może oczekiwanego dziecka. Innym jeszcze zdane szczęśliwie egzaminy, posadę, podwyższoną pensję, emeryturę, nowe mieszkanie itp. Sam fakt, żeśmy szczęśliwie przeżyli jeden więcej rok, to już przecież wielki dar Boży. Jeśli do tego dodamy liczbę Mszy świętych, przyjętych Komunii świętych, wysłuchanych nauk, przeczytanych dobrych pism, pociech religijnych i nagromadzonych zasług - to jest za co dziękować dobremu Bogu.
    Są jednak wśród nas i tacy, którym być może stary rok przyniósł w ich mniemaniu więcej zła niż dobra: zabrał najdroższą osobę z domu, zesłał kalectwo czy chorobę ciężką, spalony dom, utracony dobytek, rozbite szczęście rodzinne itp. Codziennie odchodzi z tej ziemi ok. 150 000. W ciągu roku więc śmierć zabrała ok. 50 milionów. Wprost nie do wiary, jak ogromna liczba. Ale przecież i te nieszczęścia nie mogą iść w parze z sumą dobra, jaką nam stary rok przyniósł w płaszczyźnie doczesnej jak i wiecznej.
    Kończący się stary rok budzi w nas także uczucie skruchy. Prorok Dawid mówi, że sprawiedliwy człowiek 7 razy na dzień upada. Jeśli tak, to cóż każdy z nas. Ileż to myśli złych i niepotrzebnych ciśnie się nam do głowy. Dawaliśmy może na nie zezwolenie. Ileż wypowiadamy daremnych a może grzesznych słów. A przecież bywają i złe czyny. Pomnóżmy to wszystko przez liczbę dni, pomnóżmy przez liczbę przeżytych już lat. Przerażenie ogarnia. Przecież za to trzeba będzie Bożej sprawiedliwości spłacić dług. Jeśli nie uczynimy tego na ziemi, tym gorzej dla nas, bo trzeba będzie odpokutować to po śmierci. Chrystus Pan nas napomina, że sprawiedliwości Bożej trzeba się będzie wypłacić aż do ostatniego szelążka. Napomina nas Pan Jezus, że będziemy sądzeni nawet z każdego słowa, wypowiedzianego na próżno.
    Dlatego to, kiedy jedni spędzają "ostatki" na hucznych zabawach, wśród obżarstwa, pijaństwa i szału rozpusty, inni zapełniają w tym samym czasie świątynie, aby się modlić. Jest to piękny zwyczaj, że w wieczór sylwestrowy gromadzą się wierni w świątyni na nabożeństwa: dziękczynne, pokutne i przebłagalne. Nie wiemy, co nam przyniesie nowy rok, jakie nadzieje i zawody. Nie wiemy nawet, czy go szczęśliwie przeżyjemy. Staje on przed nami jak jedna wielka niewiadoma. Dlatego słusznie gromadzimy się u stóp ołtarza, by ubłagać również zmiłowanie i potrzebne łaski.
   Refleksja ta potrzebna jest szczególnie na progu Nowego Roku. Jego godziny będą szybko przepływać przez nasze ręce i serca. Jakże wiele mamy do zrobienia. Jakże ambitne plany snują się po głowach ludzi młodych, silnych, zdrowych. Jak precyzyjnie zamierzają oszczędzać siły chorzy, słabi, w podeszłym wieku. Dwanaście nowych miesięcy to wielka szansa dla każdego z osobna i dla całego naszego narodu. Warto pamiętać, że nie zabraknie nam czasu wyłącznie wówczas, gdy wykorzystamy go w duchu miłości. Ona jedyna potrafi przesuwać granice czasu w wieczność.
   Kościół w swej misji na rzecz pokoju opiera się na Osobie i nauce Jezusa Chrystusa, który jest "naszym pokojem" (Ef 2,14), zakorzenia ją w biblijnym pojęciu shalom jako daru Boga, odnosi się do myśli wielkich teologów, jak św. Augustyn czy św. Tomasz, a także odczytując znaki czasu, nawiązuje do swych przemyśleń, które zrodziły się na Soborze Watykańskim II. Przez posługę następcy Piotra i będących w nim we wspólnocie biskupów dociera ze swą misją aż po najdalsze zakątki ziemi. Misja ta nie polega na sugerowaniu gotowych rozwiązań. Chodzi jednak o to, by poprzez nauczanie, posługę i świadectwo odkryć i pokazać moralne fundamenty życia społecznego i indywidualnego. Kościół więc troszczy się o wprowadzanie pokoju w sercu człowieka poprzez głoszenie Słowa Bożego i sprawowanie sakramentów, stara się także jednoczyć zwaśnione i skłócone wspólnoty. Czyni to w stosunku do podstawowej społeczności, jaką jest rodzina, bierze jednak odpowiedzialność za pogłębianie więzi narodowych i społecznych. Działalność Kościoła jest szczególnie ważna w odniesieniu do wspólnoty międzynarodowej, w której istotną rolę odgrywa aktywność Stolicy Apostolskiej.
   Królowej Pokoju, Matce Jezusa Chrystusa, który jest "naszym pokojem" (Ef 2,14), zawierzamy całą ludzkość na początku 2007 roku. Patrzymy na ten rok z sercem pełnym nadziei, mimo niebezpieczeństw i problemów. Niech Maryja, ukazuje nam swego Syna jako Drogę pokoju i napełni nasze oczy światłem, abyśmy umieli rozpoznawać Jego oblicze w twarzy każdej osoby ludzkiej, która jest sercem pokoju. Amen.
+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego

Wersja elektroniczna: http://www.ordynariat.pl/pl/50_5985.html. tekst autoryzowany: bp T. Płoski, Trwajcie mocni w wierze. Nauczanie pasterskie Biskupa Polowego Wojska Polskiego 4 VI 2006 - 22 IV 2007 (red. Z. Kępa), Warszawa 2007, s. 233-235.

 
2007-01-01 Łąkta Górna: Biskup Polowy WP modlił się o pokój w Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki w wiejskiej parafii w Beskidzie Wyspowym

   W dniu 1 stycznia 2007 roku Biskup Polowy Wojska Polskiego gen. dyw. Tadeusz Płoski Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki przeżywał w wiejskiej parafii w Łąkcie Górnej w Beskidzie Wyspowym. Ks. Hieronim, student Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, pomagający w duszpasterstwie, powitał Księdza Biskupa podkreślając, że parafię spotkał wielki zaszczyt z odwiedzin tak zacnego Gościa. Ordynariusz Wojskowy w słowie wstępnym wspomniał o polskich żołnierzach pełniących służbę na misjach pokojowych i stabilizacyjnych. Zachęcił do modlitwy w intencji pokoju na całym świecie oraz w intencji polskich żołnierzy, którzy często z narażeniem życia wypełniają swoją misję.
   W kazaniu Biskup Płoski nawiązał do Orędzia Benedykta XVI na pierwszy dzień Nowego Roku zatytułowanego "Osoba ludzka sercem pokoju". "Pierwszy dzień stycznia i pierwszy dzień Nowego Roku - powiedział Biskup - jest dniem szczególnej modlitwy o pokój w całym Kościele. Dzień ten poświęcony jest Matce Bożej. To z Nią Kościół wchodzi w Nowy Rok z nadzieją, że pomoże w opanowywaniu wszelkich porywów gniewu, zarówno w rodzinnych domach, jak i układach międzynarodowych". "Kościół w swej misji na rzecz pokoju - nauczał Biskup Polowy - opiera się na Osobie i nauce Jezusa Chrystusa, który jest "naszym pokojem> (Ef 2,14), zakorzenia ją w biblijnym pojęciu shalom jako daru Boga, odnosi się do myśli wielkich teologów, jak św. Augustyn czy św. Tomasz, a także odczytując znaki czasu, nawiązuje do swych przemyśleń, które zrodziły się na Soborze Watykańskim II. Przez posługę następcy Piotra i będących w nim we wspólnocie biskupów dociera ze swą misją aż po najdalsze zakątki ziemi. Misja ta nie polega na sugerowaniu gotowych rozwiązań. Chodzi jednak o to, by poprzez nauczanie, posługę i świadectwo odkryć i pokazać moralne fundamenty życia społecznego i indywidualnego. Kościół więc troszczy się o wprowadzanie pokoju w sercu człowieka poprzez głoszenie Słowa Bożego i sprawowanie sakramentów, stara się także jednoczyć zwaśnione i skłócone wspólnoty. Czyni to w stosunku do podstawowej społeczności, jaką jest rodzina, bierze jednak odpowiedzialność za pogłębianie więzi narodowych i społecznych. Działalność Kościoła jest szczególnie ważna w odniesieniu do wspólnoty międzynarodowej, w której istotną rolę odgrywa aktywność Stolicy Apostolskiej". (Pełny tekst kazania znajduje się w odnośniku "Nauczanie pasterskie").
Na zakończenie Mszy św. Proboszcz Parafii ks. Stanisław Szczygieł podziękował Księdzu Biskupowi za celebrę Mszy św. i wygłoszone słowo. Wszystkim uczestnikom liturgii złożył noworoczne życzenia.
   Na początku grudnia 1914 roku na terenie gminy Żegocina i Trzciana toczyły się zacięte walki pomiędzy atakującymi od wschodu wojskami rosyjskimi, a próbującymi ich powstrzymać armiami austriacką i pruską. Pozostałością po tamtych, krwawych wydarzeniach są liczne na tym terenie cmentarze wojenne. Jeden z nich w dniu 31 grudnia 2006 roku nawiedził Biskup Polowy. (O cmentarzach wojennych z I wojny światowej na terenie Beskidu Wyspowego - patrz: http://www.zegocina.pl/zabytki/teksty/cmentarze.htm)
Ks. ppłk Zbigniew Kępa (kepa@ordynariat.pl)

Źródło: http://www.ordynariat.pl/pl/178_2882.html

2007-07-15 Żegocina: Kazanie Biskupa Polowego wygłoszone w XV Niedzielę Zwykłą

Wersja autoryzowana: bp T. Płoski, Miłosierdzie Boże trwa na wieki. Nauczanie pasterskie Biskupa Polowego Wojska Polskiego 22 IV 2007 - 31 XII 2007(red. Z. Kępa), Warszawa 2008130-132.


Miłość, która idzie do pracy...

      Ojciec Święty Jan Paweł II w Encyklice Dives in misericordia tak pisze: "Umysłowość współczesna, może bardziej niż człowiek przeszłości, zdaje się sprzeciwiać Bogu miłosierdzia, a także dąży do tego, ażeby samą ideę miłosierdzia odsunąć na margines życia i odciąć od serca ludzkiego. Samo słowo i pojęcie > miłosierdzie Czasy dzisiejsze to czasy wolnego rynku i konkurencji. A więc słowem-wytrychem, tym, o co chodzi w życiu, staje się sukces, wygrana. Pochwała sukcesu naciera na nas z każdej strony, jest wszechobecna.
    To oczywiście kształtuje nasze życie, sposób myślenia, oceniania siebie i innych. Tak właśnie miłosierdzie jest odsuwane na margines naszego życia, odrywane od naszego serca. A przecież życie oddane sukcesowi jest życiem nieludzkim. Życie, w którym miłosierdzie jest tylko filantropią, luksusem, na który może sobie pozwolić człowiek dopiero po osiągnięciu sukcesu, nie jest życiem chrześcijańskim.
     Wobec takiej sytuacji dzisiaj świat, a więc także każdy z nas, potrzebuje odnowienia tajemnicy Boga miłosiernego. Potrzebujemy doświadczyć Bożego miłosierdzia, bo tylko ten, kto doświadczył miłosierdzia, może nim żyć. Tylko gdy potrafimy całym sercem uwierzyć w Boże miłosierdzie, zdołamy przywrócić postawie miłosierdzia należne, a więc centralne miejsce w naszym życiu (ks. J. Słomka).
    Czy choć raz okazałeś komuś w swoim życiu miłosierdzie? Prawdziwe miłosierdzie... Nie tkliwą litość czy pobieżne zainteresowanie się czyjąś niedolą. Chodzi o postawę i czyn. Jezus mówi: "Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni" (Łk3,11). Miłosierdzie to konkretny czyn, przez który przychodzimy z pomocą bliźniemu w potrzebach jego ciała i duszy. Dzieje Apostolskie uczą nas miłosierdzia jeszcze dalej posuniętego, prowadzącego do jedności: "Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących... Nikt z nich nie cierpiał niedostatku".
    Jezus obiecał, że kubek wody podany bliźniemu nie pozostanie bez nagrody (Mt10,42). Różnie jednak może wyglądać owo podanie kubka. Można go komuś tak podać, z takim wyrachowaniem, wyższością albo litością, że spragnionemu już pić się nie zechce...
    Starszy kapłan słuchał kiedyś zwierzeń pewnego wykolejeńca. Widząc jego zażenowanie i zmieszanie, chcąc dodać mu odwagi rzucił odruchowo: - Mów, mów, to bardzo ciekawe. A człowiek ów wykrzyknął wtedy rozpaczliwie: - Ja nie chcę być ciekawym przedmiotem księdza obserwacji... Ja przecież szukałem u księdza pomocy!
    Całe nauczanie Jezusa przeniknięte jest duchem miłości. Okazanie miłosierdzia jest zatem przede wszystkim czynem ludzkiego serca. Źródłem miłosierdzia jest miłość. Ktoś powiedział prosto, że miłosierdzie - to "miłość, która idzie do pracy".
    Miłosierdzie to wzięcie na siebie cudzej niedoli. Współczucie zazwyczaj boli, często bardzo boli. Natomiast "współcierpienie" wydaje się być fundamentem wszelkiego miłosierdzia. Często nie jesteśmy w stanie pomóc, ulżyć, stoimy bezradni, bezsilni i wtedy jedyne, co pozostaje - to szeroko otworzyć serce i trwać, często w milczeniu, tak - aż dotknięty cierpieniem odczuje i zostanie wzmocniony tym, że ktoś wespół z nim dźwiga jego nieszczęście. "Miłosierdzie jest zdolnością miłości do najgłębszego przejęcia się cierpieniem innego człowieka" (L.Boros). Człowiek kochający przyjmuje na siebie to wszystko, co dzieje się w duszy człowieka przezeń kochanego (ks. T. Czakański).
    Miłosierdzie jest dostępne najbardziej dla tych, którzy sami go nie odmawiają swym krzywdzicielom. Sąd nieubłagany natomiast jest dla tych, którzy innym nie czynią miłosierdzia. Łacińskie tłumaczenie Biblii (Wulgata) nazwało rany Jezusa Signa Clavoirum - znaki gwoździ. W języku wojskowym signa oznacza chorągiew, a nawet komendę wojskową nakazującą wyruszenie na bitwę. Być może to nieprzypadkowe skojarzenie, gdyż prawdziwa wojna toczy się w człowieku, pomiędzy zwątpieniem, a wiarą w miłosierdzie Boga.
    Nasz świat jest smutny i pełen zwątpienia. Wątpimy w sens i znaczenie dobra. Wątpimy w ludzką życzliwość. Wątpimy w sprawiedliwość i uczciwość. Wątpimy w prawdę i miłość. Wątpimy nawet w samo życie. Stąd przemoc i brutalność, stąd alkohol i narkotyki, stąd odurzająca muzyka, stąd nurzanie się w rozpuście i zmysłowości... Ale żadna z tych rzeczy ulgi nie przynosi. Szukający takiego lekarstwa ciągle są cząstką świata pełnego smutku i zwątpienia.
    Czy to specjalność naszych czasów, czy zawsze tak było? Zawsze. Starożytność może inaczej, ale też przeżywała swoje zwątpienia. Wtedy ludzie też szukali jakiejś pociechy, chwilowego zapomnienia. Czym były rzymskie cyrki? Czym walki gladiatorów? Czym popisy poskramiaczy lwów? Czym były ówczesne domy miłości i uciechy? Czym były setki litrów spijanego wina? Czym były samobójstwa ludzi opływających we wszystko?
    I w tym starożytnym świecie rozlega się głos rybaka z Galilei - Szymona, zwanego Piotrem: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. "On w swoim wielkim miłosierdziu na nowo zrodził nas do żywej nadziei!" Ze słów Apostoła przebija radość: "Radujcie się, choć musicie doznać nieco smutku przez różnorodne doświadczenia. A kiedyś, wierząc, ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały".
    Skąd ta radość? Z przekonania i pewności, że Bóg jest Ojcem, że zmartwychwstanie Jezusa to najcenniejszy dar kochającego Ojca dla wszystkich jego dzieci. To właśnie jest miłosierdzie Boga: człowiek rujnuje życie, świat, siebie samego, a Bóg cierpliwie naprawia to, co człowiek zniszczył. Zmartwychwstanie Pańskie to święto życia odradzającego się w Bogu. Dzięki miłosierdziu Ojca narodziliśmy się na nowo - i to do życia wiecznego.
    "Ci, którzy uwierzyli - pisze św. Łukasz - trwali jednomyślnie na modlitwie, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca". Te słowa, a także wiele innych miejsc w Piśmie św., przedstawiają chrześcijan czasów apostolskich jako ludzi pełnych radości, pogodnych, ufnych. Wspaniale potrafił ukazać to Henryk Sienkiewicz w powieści . Czy i dziś możliwa jest taka ufna radość, której nie trzeba sztucznie karmić cyrkiem, wódką i heroiną? Chyba tak...
    Oby nikomu z nas nie brakło ufności w dobroć Boga, w Jego czujną obecność, w Jego moc, w Jego miłosierdzie. Bo jeśli niemożliwe okazało się rzeczywistością, jeśli Ukrzyżowany wrócił do swoich - wszystko jest możliwe. A to znaczy, że nie jest potrzebny nam cyrk i błazny, nie są potrzebne żytniówka czy haszysz. Życie jest piękne miłosierdziem Ojca (ks. T. Horak).
    My natomiast bądźmy na co dzień świadkami miłosierdzia! Tak uczył nas Sługa Boży Jan Paweł II zawierzając w Łagiewnikach losy świata i każdego człowieka Bożemu Miłosierdziu:

Boże, Ojcze miłosierny,
który objawiłeś swoją miłość
w Twoim Synu Jezusie Chrystusie,
i wylałeś ją na nas w Duchu Świętym, Pocieszycielu,
Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka.

Pochyl się nad nami grzesznymi,
ulecz naszą słabość,
przezwycięż wszelkie zło,
pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi
doświadczyć Twojego miłosierdzia,
aby w Tobie, trójjedyny Boże,
zawsze odnajdywali źródło nadziei.

Ojcze przedwieczny,
dla bolesnej męki i zmartwychwstania Twego Syna,
miej miłosierdzie dla nas i całego świata!
Amen. 
+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego

Wersja elektroniczna: http://www.ordynariat.pl/pl/44_6100.html


2008-07-06 Żegocina: Kazanie Biskupa Polowego wygłoszone w kościele parafialnym w XIV Niedzielę Zwykłą

Tekst autoryzowany: bp T. Płoski, Miłość żąda ofiary. Nauczanie pasterskie Biskupa Polowego Wojska Polskiego 1 I - 31 VIII 2008 (red. Z. Kępa), Warszawa 2008, s. 335-337.

Przyjdźcie utrudzeni i obciążeni

    Życie i dzieło św. Teresy od Dzieciątka Jezus może być żywym komentarzem do dzisiejszych słów Jezusa: "Wysławiam Cię, Ojcze, że zakryłeś tajemnice królestwa przed mądrymi i przewidującymi, a objawiłeś je ludziom prostym". Nigdy nie podejmowała żadnych studiów, nie miała też czasu na zdobywanie bogatego doświadczenia życiowego.
    Według Teresy droga ewangeliczna jest dla wszystkich - zarówno geniuszy, jak i tych, którzy otrzymali zaledwie jeden talent. Każdy zaś, nawet najmniejszy, potrafi dobrze przeżyć chwilę obecną, dobrze postawić jeden krok. Tęgim umysłom zostawia martwienie się o jutro, ona zaś koncentruje całą swoją uwagę na chwili obecnej i z uśmiechem na twarzy proponuje każdemu, komu zależy na ewangelicznej drodze, wędrowanie według jej metody. Ona dobrze wie, że dopiero w trakcie wędrowania, po pokonaniu pewnego odcinka, wędrowiec sam odkryje piękno i bogactwo tej drogi. Ojciec objawi mu tajemnice królestwa, o których wspomina Chrystus.
   Takie ustawienie ewangelicznego życia posiada jeden niezwykle doniosły walor. Łączy nierozerwalnie miłość Boga z miłością człowieka. Skoro całość drogi sprowadzona jest wyłącznie do jednego kroku, to musi on być równocześnie aktem miłości Boga i człowieka. Dla Teresy istnieje jedna chrześcijańska miłość obejmująca Stwórcę i stworzenie. Jej życie przez to jest proste, czytelne i piękne. To święta promieniująca życzliwością do wszystkich.
     Św. Teresa jako karmelitanka, odcięta od świata klauzurą, nie miała możliwości podejmowania szerszego działania o charakterze zewnętrznym. Ale jej serce wypełnione miłością każdym swym uderzeniem rozprowadzało tę miłość po całej ziemi. Nawet wówczas, gdy ciało spalała nieuleczalna choroba, Teresa wiernie kroczyła swoją drogą. To nie przypadek, że właśnie ona została ogłoszona jedną z największych misjonarek naszych czasów Stało się to nie tyle dlatego, że swoją ofiarą i modlitwą ubogaciła wielu misjonarzy, lecz dlatego, że wytyczyła drogę misyjnego działania dla najskuteczniejszych misjonarzy, jacy istnieją na ziemi, dla ludzi słabych, kalekich, chorych, samotnych, podeszłych w latach (ks. E. Staniek).
Święty Augustyn w jednym ze swych pism zauważa, że Chrystus nie kazał nam uczyć się od siebie wskrzeszania umarłych, czynienia innych cudów, ale powiedział : "...uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem" (Mt 11,29). Niewielu też polecił iść w świat, aby przepowiadali Ewangelię. Wszystkim natomiast polecił naśladować siebie w dobroci, panowaniu nad sobą i w pokorze.
    Chrystus nigdy nie pochwalał ludzkich grzechów i wad, nie pobłażał im. Często ostro występował przeciw nim i oburzał się na nie. Potępiając grzech, był jednak łagodny i delikatny wobec człowieka grzeszącego.
   Nam wszystkim, nie tylko ludziom o gwałtownych temperamentach, zdarza się od czasu do czasu unieść gniewem. Wszyscy potrzebujemy umiejętności opanowania się. My, chrześcijanie, przede wszystkim powinniśmy korzystać z pomocy, jakie nam daje religia, zwłaszcza ze spowiedzi, Komunii świętej i modlitwy. Niech nie zabraknie wśród naszych modlitw słów: "Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serce moje według Serca Twego".
    Jesteśmy obecnie w okresie wakacji, urlopów i czasu wypoczynku.Tomasz More pisząc "Utopię", a więc o rzeczach pięknych, ale wprost nierealnych (nawiasem mówiąc wydaną 1516 roku), przewidywał tylko dziesięciogodzinny dzień pracy. A jednak rzeczywistość wyprzedziła utopię. Dziś w niektórych państwach myśli się poważnie o tylko 25 godzinach pracy tygodniowo. I słusznie. Bo wykańczają nas nerwowo i fizycznie maszyny, tempo pracy, hałas, ruch i pośpiech. Wykańcza nas niezdrowa atmosfera życia społecznego. Wykańcza, zwłaszcza tych, którzy są obecnie naszymi gośćmi (miejscowość letniskowa), zniszczone naturalne środowisko życia. Z człowiekiem bez wypoczynku jest tak jak z bukietem kwiatów. Są ładne kilka dni, potem uschną, bo nie mają korzeni i trzeba je wyrzucić. Co więcej, współczesny człowiek potrzebuje dłuższego wypoczynku niż dawniej. Stąd też mamy większy obowiązek dosłyszeć Chrystusa mówiącego; wypocznijcie trochę (Mk 6,31).
      Bywa jednak i tak, że wykańcza nas nawet czas wolny. Dlaczego? Bo jedni zabijają czas wolny, nawet niedzielę, dodatkową pracą dla zarobku, a inni, nawet wyjeżdżając do pięknych wypoczynkowych miejscowości, tak spędzają ten czas, że wracają jeszcze bardziej zmęczeni, niż wyjechali, np. poprzez libacje alkoholowe. A reszta zagłusza te chwile radiem, telewizorem, magnetofonem, czy MP 3.
    A przecież czas wolny może być i powinien być przedsmakiem nieba. Przecież cały tydzień czekamy na niedzielę, cały rok czekamy na urlop, czy wakacje. Jak spędzać ten upragniony czas, długo wyczekiwany czas, aby powrócić do zdrowia, aby nabrać sił, aby odzyskać świeżość i radość życia?
    Sekret najbardziej udanego urlopu, wakacji, odpoczynku tkwi w przyjęciu zaproszenia Chrystusa: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię" (Mt 11,28). Bądźmy więc dłużej z Chrystusem poprzez Mszę św. - nie tylko w niedzielę, ale i niekiedy w zwyczajny dzień - dłuższą niż normalnie modlitwę, czytanie Pisma św. albo książki czy gazety religijnej. A przede wszystkim wchodźmy wciąż w przyrodę tak, jak wchodzi się do klasztoru, byśmy tam odnaleźli Chrystusa, który jest naszym odpocznieniem i radością (ks. W. Przybyś).
   "Przyjdźcie do mnie wszyscy". A więc zaproszeni są wszyscy: nie tylko dobrzy i jak On cierpiący, ale i ci, którzy obrażają Go grzesząc, bo i oni potrzebują pomocy i wsparcia. Zachęca by przychodzili wszyscy, bo chce wszystkich podnosić na duchu. Czy tylko w tych zwykłych utrapieniach życia ziemskiego? Niewątpliwie i w tych kłopotach! Niezliczone rzesze ludzi wierzących: matek, ojców, opuszczonych i chorych, znalazły u Chrystusa siły do dalszego życia i pełnienia trudnych obowiązków.
   Ale Chrystus zaprasza, by dodawać nam sił w innym jeszcze sensie. Zaprasza, by wesprzeć nas w pielgrzymce do wiecznej Ojczyzny. Do tej Ojczyzny, z której przyszedł by stać się tu jednym z nas ludzi. Stamtąd przyniósł zapewnienie, że nasze ciała będą po śmierci przywrócone do życia. Że ciała te zmęczone trudami życia, zwiędłe od starości, zniszczone w wypadkach czy okaleczone w wojnach, że ciała te promienieć będą odnową życia pełnego radości.
    To obietnica, ale nie taka, jaką daje ziemia; nie ta, która czasem się spełnia, ale częściej kończy się zawodem. Bo jak zauważył bp. Pietraszko - wśród niespełnionych nadziei opartych na tych obietnicach "przygarnia człowieka Bóg w Jezusie Chrystusie i mówi do niego: Tyle razy uwierzyłeś sobie, tylekroć uwierzyłeś ludzkim obietnicom czy w głośnych manifestach, czy w deklaracjach władzy, czy w tym, co ci szeptano po cichutku do ucha - uwierzyłeś tak wiele razy; spróbuj uwierzyć i mnie; uwierzyć tej obietnicy, jaką ci dałem przez mojego Syna, obietnicy popartej tak wymownym gestem, jakim jest (Jego) śmierć na krzyżu".
Chrystus wzywając do siebie zwłaszcza ludzi chwiejących się pod ciężarem ambicji czy pokus zapewnia nas, że znajdziemy ukojenie serca, gdy starać się będziemy o ducha Jego dobroci i Jego pokory: "Uczcie się ode mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". On wie, że niemało ludzi o sercu pokornym i prostym zrozumie to wezwanie i pójdzie do Niego, by uczyć się i przyswajać Jego prawdziwego ducha. Chrystus dziękuje Ojcu za to, że tajemnice te odkrył takim właśnie ludziom: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom".
    "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię?" Jakiż człowiek mógłby powiedzieć wszystkim ludziom tę prawdę? Zapewne w historii ludzkości byli ludzie, którzy dawali podobne zapewnienia, lecz historia udowodniła że nie potrafią dotrzymać danego słowa Jedynie ten, który przewyższa ludzi oraz świat - a więc wyłącznie Bóg - jest w stanie prawdziwie pocieszyć wszystkich utrudzonych i obciążonych, jacy są na tym świecie, mimo że nie usunie z ich życia trudów i cierpień. Jezus to zapowiedział i wypełnia. Również i dziś, jak mówi ojciec Raniero Cantalamessa, jeśli ktoś "pójdzie do Niego" powierzy Mu swe życie, to na pewno odejdzie umocniony nową nadzieją. Niech również ta nadzieja umacnia perspektywę naszego życia.
Amen.
+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego
Żegocina, 6 lipca 2008 roku

Wersja elektroniczna: http://www.ordynariat.pl/pl/31_6340.html

2009-07-05 Żegocina: Kazanie Biskupa Polowego WP wygłoszone w XIV Niedzielę Zwykłą

Tekst autoryzowany znajduje się w książce: T. Płoski, Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój. Nauczanie pasterskie Biskupa Polowego Wojska Polskiego 8 V - 31 XII 2009 (red. Z. Kępa), Toruń 2012, s. 113-115.


Człowiek nie jest twórcą norm moralnych, ale ich odkrywcą. Sumienie nie tworzy norm moralnych, ale je odkrywa. I to jest jego właściwa funkcja.  Chorzy na zatwardziałość serc

    Jezus wychowywał się w rodzinnym kręgu, dzieląc los swoich rówieśników, niczym się nie różniąc od innych chłopców Nazaretu. Tkwił w nurcie życia swego miasteczka i jeśli zwracał na siebie uwagę, to chyba jedynie tym, że miał już trzydzieści lat, a nie szukał żony i nie zamierzał zakładać rodziny. Był znanym w Nazarecie stolarzem, bo słowo "cieśla" bardziej się nam kojarzy z budowniczym domów z drewna niż z tym zawodem, jaki pod okiem św. Józefa opanował Jezus.Połowę swego życia na ziemi Jezus spędził przy pracy jako cieśla.
     Już na początku swej publicznej działalności Jezus przybył do Nazaretu. Było tu sporo Jego krewnych, a wszyscy byli bliskimi znajomymi. Przez trzydzieści lat do społeczności Nazaretu należał On, Jego Matka i Ojciec, który Go adoptował. W Nazarecie najprawdopodobniej żyły rodziny Maryi i Józefa, a więc był ewangeliczny zaczyn ludzi wielkiego ducha promieniujących na otoczenie. Nazaret był małym miasteczkiem. Wydawałoby się, że sama obecność Syna Bożego, Niepokalanej Jego Matki i ich najbliższe otoczenie winno już przemienić serca nazaretańczyków i otworzyć na budowę wspólnoty w duchu Bożej Rodziny. Tymczasem nic z tego. Wystąpienie Jezusa w synagodze zakończyło się Jego klęską, co bardzo dokładnie ukazuje w swej Ewangelii św. Łukasz. Jezus ledwo uszedł z życiem. Ratuje się po przyprowadzeniu Go na miejsce straceń.
     W tej sytuacji tym ostrzej staje także przed nami pytanie: dlaczego tak trudno na ziemi połączyć ludzi w braterską wspólnotę? Odpowiedź jest stosunkowo prosta. Nie ma braterstwa bez Ojca. Braterstwo jawi się tylko tam, gdzie ludzie odnajdują się jako dzieci jednego Ojca. Ono jest kwiatem wyrosłym z korzenia głęboko przeżytej więzi z Ojcem. Jeśli tego zabraknie, nie da się spojrzeć na drugiego człowieka jak na brata. Ta więź z Ojcem decyduje również o mądrym i twórczym przeżyciu wszelkich napięć, jakie powstają między braćmi. Ojciec ma w nich głos decydujący, a mówiąc ściśle miłość do Ojca stanowi klucz do ich przezwyciężenia (ks. E. Staniek).
     Na portalu domu Jana Długosza w Krakowie widnieje napis: "Nihill est in homine bona mente melis" - "nie ma nic lepszego w człowieku nad dobrą myśl". Chyba wszyscy zgodzimy się z treścią tego napisu, bo dobre postępowanie jest wykwitem pięknego świata myśli, dążeń i upodobań człowieka i dlatego warto zwrócić uwagę na ten świat, warto czynić go coraz piękniejszym, bogatszym i dojrzalszym. Warto wykorzenić z naszego wnętrza złe myśli i dążenia, jak nienawiść, złość, zazdrość, a pielęgnować szlachetne myśli, porywy. Tak więc we wnętrzu ludzkim w sercu człowieka - jak mówi Pismo św. - dokonują się najważniejsze sprawy. Tam nabiera kształtu nasze postępowanie, nasze życie.
     Stąd do serca zwraca się Bóg ze swoim wezwaniem, do serca przemawia Bóg (por. Oz 2,16). Ale niestety, serce ludzkie - a mówiąc naszym językiem - sumienie może okazać się nieczułe, nawet na wielką miłość Boga. Człowiek zatraca wrażliwość, nie widzi już dobra, nie słyszy wezwań Bożych. Zatwardziałość serca to jedna z największych tragedii ludzkich i dlatego często spotykamy się w Piśmie św. z wezwaniem: Nie zatwardzajcie serc waszych! (np. Ps 95,8). Z tą zatwardziałością serc Ludu Bożego spotykali się jednak często prorocy Starego Testamentu. Bóg powołując proroka Ezechiela jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu - określa Izraelitów: To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach (Ez 2,4).
     W swoim rodzinnym mieście - Nazaret - Jezus spotkał się z zatwardziałością serc - jak to słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Choroba sumienia zwana zatwardziałością nie jest zjawiskiem, które przychodzi nagle. Zazwyczaj jest to finał długiego procesu. Do otępienia duchowego dochodzi się trzema drogami.
     Jedną z nich jest lekceważenie nakazów sumienia. Sumienie mówi na przykład: "nie kradnij", ale okazja jest wyśmienita i człowiek decyduje się na kradzież. Sumienie przez tę kradzież zostaje uszkodzone, bariera przełamana i dlatego druga kradzież jest już łatwiejsza, a wreszcie sumienie przestaje reagować. Egoizm przez doraźną korzyść odnosi zwycięstwo i on teraz dyktuje człowiekowi sposób postępowania. Gdy zanika już sumienie, a zło staje się nałogiem, niekiedy wzmacnianym przez agresywne żądanie ciała, nawrócenie staje się już niemożliwe. Jedynie jakieś bardzo mocne uderzenie łaski może jeszcze człowieka uratować. Tak jest niestety z każdym grzechem.
     Człowiek który znajduje się w takiej sytuacji, chce za wszelką cenę znaleźć dla siebie jakieś usprawiedliwienie. Nie mogąc znaleźć innego, zaczyna coraz łatwiej sądzić, że to nie on jest winien. Nawiązując do grzechu kradzieży, dotyczący usprawiedliwia się najczęściej następująco: gdy okrada wspólne dobro, mówi "państwo mnie nie tyle okrada", a gdy okrada jakiegoś poszczególnego człowieka, mówi: "on ma tyle wszystkiego, że gdy wziąłem mu tyle, to jakby mnie mucha ugryzła". Sytuacja dość częsta, ale bardzo niebezpieczna, bo jest wykrzywieniem osądu sumienia.
     Druga droga otępienia duchowego polega na unikaniu wiedzy odnośnie tego, co jest dobre, a co złe, aby spokojnie robić to, co się podoba. Jest to częste zjawisko nawet u ludzi inteligentnych. Spotykałem szereg ludzi, którzy mając okazję do pogłębienia swej wiedzy moralno-religijnej, odchodzili z uśmiechem, oświadczając: "Lepiej tego nie wiedzieć, bo życie wtedy jest łatwiejsze". Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że zawiniona niewiedza nie tylko ich usprawiedliwia, ale jeszcze bardziej obciąża. Jeden z młodych inżynierów następująco tłumaczył się, dlaczego nie chodzi na Mszę św.: "Po co będę chodził? Aby słuchać czego mi jest nie wolno? Mnie wszystko wolno, a księża ciągle zabraniają właśnie tego, na co ja mam ochotę. Lepiej nic nie wiedzieć i żyć na własną rękę".
     Można wreszcie otępić sumienie przez nie słuchanie jego wezwań do czynienia dobra, bo egoizm nie chce podjąć trudu. Po pewnym czasie sumienie już nie wzywa do czynienia dobra; już nie niepokoi człowieka. Dlatego właśnie przepraszamy Boga na początku Mszy św. także za zaniedbanie dobra (ks. W. Przybyś).
    Zapewne wszystkim nam utkwiły w pamięci słowa Ojca Świętego Jana Pawła II o zapotrzebowaniu na ludzi sumienia, które wypowiedział w Skoczowie w 1995 roku. A mówił wtedy tak: "Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło w myśl słów św. Pawła: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem z zwyciężaj! (Rz 12,21)".
     Jak widać z powyższego tekstu, sumienie .jest dla każdego człowieka sprawą o zasadniczym znaczeniu. Jest ono jego wewnętrznym przewodnikiem i jest także sędzią jego czynów. Co więcej, od sumienia zależy także porządek społeczny. Ojciec Święty wyraźnie podkreśla: "Dzisiaj, kiedy zmagacie się o przyszły kształt życia społecznego i państwowego, pamiętajcie, iż zależy on przede wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie".
     W języku potocznym wyznacznikiem poprawnego funkcjonowania rozumu jest tzw. zdrowy rozsądek. Według "Słownika frazeologicznego języka polskiego" zdrowy rozsądek to "rozum prosty, trzeźwy, praktyczny; chłopski; czyli tyle co "mądrość życiowa"; a brać, wziąć co na zdrowy rozum to "kierować się trzeźwą rozwagą, kierować się rozsądkiem". Innymi słowy, zdrowy rozsądek to umiejętność głębszej refleksji nad zaobserwowanymi zjawiskami. Nie należy go utożsamiać z szeroką znajomością spraw ludzkich ani z erudycją książkową. Rozsądzać zdrowo tzn. zgodnie zarówno z ogólnymi wymaganiami życia, jak też ze szczegółowymi potrzebami osoby, czasu i okoliczności. Na taką postawę składają się przynajmniej dwa czynniki: poprawność myślenia i dobra wola.
     Myślenie poprawne to myślenie logiczne. Człowiek stara się analizować rzeczywistość i wyciągać właściwe wnioski. Powszechnie wiadomo, że poprawności myślenia sprzyja zdobywanie wiedzy z różnych dyscyplin i uczenie się samodzielnego i logicznego myślenia.
     Również niezmiernie ważna dla zdrowego rozsądku jest prawość woli, inaczej dobra wola, czyli nie upieranie się przy swoim zdaniu, ale szukanie prawdy obiektywnej. Niestety, często bywa tak, że ludzie z własnego wyboru posiadają ograniczone, jednorodne spojrzenie na świat.
     Sumienie nie jest tworem ludzkim, ale jest darem Boga dla człowieka. Jest ze swej istoty zjawiskiem religijnym. Sumienie jest miejscem spotkania człowieka z żywym i działającym Bogiem. Jest to centrum osoby ludzkiej, w którym toczy się dialog z Bogiem. Bóg stawia tu swoje wezwanie i tu oczekuje świadomego przyjęcia. Człowiek odczytuje w sumieniu obecność Boga, Jego woli, Jego głosu, Jego osobistego wezwania kierowanego do niego, a dotyczącego działania moralnego.
     Ponieważ sumienie jest miejscem spotkania człowieka z Bogiem, dlatego każdy, kto słucha głosu swego sumienia, pełni pośrednio wolę Boga. I nawet gdyby nie znał Objawienia Bożego, będzie zbawiony - jak naucza Sobór Watykański II (por. DM 7; DE 3) - gdyż pełnił w swym życiu, choć w sposób niewyraźny, wolę Boga.
     Podsumowując, należy podkreślić, że człowiek nie jest twórcą norm moralnych, ale ich odkrywcą. Sumienie nie tworzy norm moralnych, ale je odkrywa. I to jest jego właściwa funkcja. Ponadto następujące zdanie: "ja się kieruję moim sumieniem" będzie słuszne, o ile wprowadzimy do niego uzupełnienie: "prawidłowym sumieniem". Dlatego tak ważny jest problem formowania sumienia, i to formowania religijnego, ponieważ z natury swej sumienie jest "głosem Boga", jest rzeczywistością religijną. Dojrzałość sumienia nie jest raz na zawsze osiągniętym statusem, lecz zadaniem, które trzeba realizować przez całe życie.
 
                Zakończmy nasze rozważania modlitewną refleksją Romana Brandstettera:
 
Panie, każdy z nas umiera
W połowie swej drogi,
Nawet jeżeli jest stuletnim starcem.
Wleczemy za sobą łańcuch ułomnych dzieł,
Które chętnie stworzylibyśmy po raz drugi,
Gdyby nie była nam dana ta okrutna pewność,
że znów je powtórzymy
Z tym samym połowicznym skutkiem.
Co osiągnęliśmy?
Co zdobyliśmy?
Nic.
Albowiem nie wykarczowaliśmy wnętrza naszego
Do samych korzeni,
Aby uczynić w nim miejsce dla Ciebie,
Panie.
Dlatego nad nami gwiazdy krwawiące,
A w nas prawo moralne
Zmiażdżone.
Taka jest nędza człowieka
Pod sklepieniem krwi.
+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego
Żegocina, 5 lipca 2009 roku

Tekst ze stron internetowej: http://www.ordynariat.pl/pl/365_7511.html


2009-11-15 Żegocina: Kazanie wygłoszone w XXXIII Niedzielę Zwykłą z okazji imienin Stanisławy Kępa - Mamy ks. Zbigniewa

Tekst autoryzowany znajduje się w książce: T. Płoski, Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój. Nauczanie pasterskie Biskupa Polowego Wojska Polskiego 8 V - 31 XII 2009 (red. Z. Kępa), Toruń 2012, s. 363-366.


Ich bezinteresowna miłość i troska o losy synów i córek

    Prawie 148 milionów euro wygrał ktoś w sierpniu 2009 roku we włoskim totolotku. Z tygodnia na tydzień, przez osiem miesięcy rosła góra pieniędzy, bo nikomu nie udawało się trafić szóstki. Wreszcie nastąpił koniec: 10 - 11 - 27 - 45 - 79 - 88, okazały się szczęśliwymi liczbami. Zwycięzca zagrał w małym barze w Toskanii, w barze Biffi na placu Roma 2, w miejscowości Bagnano, które liczy prawie 2 tys. mieszkańców, kupując los za 2 euro, i zgarniając jedną z najwyższych wygranych w historii loterii. Wielu nosiło w sobie złudną nadzieję na wygraną, która odmieniłaby ich życie, choć zdawali sobie przecież sprawę, że prawdopodobieństwo jej zdobycia jest niewielkie. Liturgia dzisiejszej niedzieli każe nam zapytać o nasze nadzieje na życiowy sukces.
     Przemijanie, schyłkowość, odejście, rozstanie, śmierć. Jakże to właściwe ludzkiej naturze, jakże nieodłączne, jakże częste w codzienności każdego z nas. Ileż to już razy słyszeliśmy o końcu świata i ludzkości w rozmaitych przepowiedniach, zapowiedziach, proroctwach. Nawet nauka, w jednej ze swoich dyscyplin, zajęła się tą problematyką. Futurologia, zajmująca się przewidywaniem przyszłości, należy dziś do najbardziej interesujących, a zarazem najbardziej bezradnych dziedzin wiedzy. Można przewidzieć jak za tysiąc lat będzie się zachowywała przyroda, jak wielu będzie ludzi na ziemi, jaki będzie klimat itd. O wiele trudniej odgadnąć w jakim kierunku posunie się ludzkość: czy ktokolwiek z nas - ludzi - pozostanie jeszcze na ziemi - miejscu danym człowiekowi przez Boga. Jeśli tak - to jaki będzie to człowiek?
     Kiedy rok liturgiczny dobiega końca, liturgia wzywa wiernych do rozważania końca czasów, który zbiega się z objawieniem i powrotem chwalebnym Chrystusa oraz odnowieniem w Nim wszystkich rzeczy. To wielkie wydarzenie eschatologiczne przedstawiają dzisiejsze czytania, szczególnie zaś proroctwo Daniela (12, 1-3; I czytanie) i Ewangelia (Mk 13,24-32).
     Wstrząśnięte moce niebieskie, wielki ucisk, zmartwychwstanie umarłych, sąd Boży, nagroda i kara wieczna - nie są to tematy, o których słucha się z przyjemnością. W Eucharystii staje pośród nas Jezus Chrystus, którego miłość, objawiona w ofierze krzyżowej, okazała się większa niż wszystkie nasze grzechy. Trwałe i pełne szczęście możemy odtąd znaleźć tylko w wiernym oddaniu się Jemu, gdyż tylko On ma moc nas uwolnić od największego lęku człowieka - lęku przed wiecznym bezsensem, pustką i osamotnieniem śmierci.
     Koniec świata zawsze fascynował człowieka. Niewątpliwie przyczyniły się do tego barwne, przemawiające do wyobraźni i mrożące krew w żyłach opisy ewangeliczne. Na ich podstawie powstała cała literatura, a zwłaszcza ikonografia apokaliptyczna. Regularnie pojawiały się także różne przepowiednie i pseudoproroctwa, zapowiadające rychły koniec. Wiele sekt wytrwale próbuje "utrafić" wreszcie na właściwą datę, ale jakoś nigdy im się dotąd nie udało.
Tymczasem celem Chrystusa wcale nie było zabawianie ani straszenie ludzi, ani tym bardziej określanie terminu apokalipsy. Chciał On przekazać ważne prawdy dotyczące naszego zbawienia i naszej postawy w obliczu ostatecznego spotkania z Bogiem, które rozstrzygnie o naszej wieczności. A kiedy to będzie? To już nie takie ważne, bo zawsze trzeba być gotowym, czyli zawsze trzeba żyć według Ewangelii.
     Bacznie obserwując stworzenie, badając prawa natury, prawa rozwoju społeczeństw, historię ludów i narodów, zgłębiając tajniki psychologii, socjologii, etyki i wielu innych dziedzin, człowiek może się nauczyć aż nadto wiele, aby na tej ziemi żyć sensownie i szczęśliwie. Problem w tym, że nie chcemy się uczyć ani wyciągać wniosków z historii ludzkich błędów, lecz wciąż na nowo popełniamy te same głupstwa. A jeśli nawet wyciągniemy prawidłowe wnioski, to i tak rzadko kiedy stosujemy je w życiu.
    Stąd tyle wojen, przemocy, rozwodów, samobójstw i wykolejeń ludzkich losów. A przecież wielu nieszczęść można by uniknąć, gdyby stosować się do zasad, które wypracowali nasi przodkowie, często za bardzo wysoką cenę. Tego chce nas nauczyć Chrystus: abyśmy zmądrzeli i chcieli sami odkrywać prawdę i dobro.
    Ale odkryć je, to jeszcze mało: trzeba jeszcze chcieć stosować to, co już wiemy. Bo wiemy i tak co najmniej pięćdziesiąt razy więcej, niż jesteśmy gotowi wykorzystać. Problem nie leży w braku wiedzy, lecz w braku chęci. Warto byłoby stosować taką zasadę: zanim zacznę poznawać teoretycznie kolejne prawa i mądrości, spróbuję wykorzystać i wprowadzić w życie to, co już wiem. Dopiero mądrość praktycznie przyswojona i zrealizowana, jest prawdziwą mądrością, mądrość przeczytana to tak, jak sam przepis na placek: nikogo nie nakarmi.
    Dlatego nie dociekajmy, kiedy nastanie koniec świata, jak się on dokona i czy go dożyjemy. Raczej zastanówmy się, czy dziś wykorzystaliśmy wszystkie wskazówki, którymi na ogół kierujemy się w życiu, czy zdarzyło się nam z własnej głupoty czy zaniedbania popełnić jakiś błąd. I przede wszystkim: co zrobić, aby nie powtórzyć tego błędu jutro (ks. M. Pohl).
    Dziś wielu fałszywych proroków usiłuje traktować wypowiedź Jezusa o wiecznym potępieniu jako przenośnię. Konsekwentnie więc i słowo Boga na temat wiecznego zbawienia należy traktować jako przenośnię. Wtedy jednak Ewangelia i Kościół, to najwięksi oszuści świata. Już dawno to oszustwo powinno być zdemaskowane, a oszuści winni być surowo ukarani. Realizm wiecznego zbawienia i wiecznego potępienia jest głównym motywem bohaterstwa męczenników i heroizmu świętych.
    Nie można z Ewangelii robić wycinanek i przyjmować to, co się podoba, a odrzucać lub wkładać między poetyckie wyrażenia to, co nam nie odpowiada. Jezus oświadczył bardzo jasno: "Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą". Wszystkie słowa Chrystusa - te pełne błogosławieństwa, nadziei, szczęścia, i te mocne, zawarte w wielokrotnym "biada" i mówiące o wiecznym odrzuceniu.
    Słowa Jezusa trzeba wziąć na serio. Im bardziej na serio zostaną one potraktowane, tym głębsza jest wiara przyjmującego i bardziej ewangeliczne jest życie. To słowo bowiem kształtuje nasze podejście do dnia dzisiejszego. Jezus też traktuje śmierć jako sen. Stojąc nad zmarłą córką Jaira, oświadczył: nie umarła, lecz śpi, i obudził ją swoim słowem. Kiedy Łazarz umarł, oświadczył uczniom, że przyjaciel ich zasnął. Przybył więc do grobu, aby go obudzić. Nasza śmierć też będzie snem, z którego obudzi nas Chrystus. Czy będzie to początek życia wiecznego, czy wejście w krainę hańby wiecznej, zależy wyłącznie od nas, od naszego życia w dniu dzisiejszym.
     Zawsze zastanawia fakt, iż ludzie wyznający swą przynależność do Kościoła, nie chcą na serio traktować śmierci jako przejścia do nowego życia. O zmarłych, nawet bliskich, mówią jak o tych, którzy odeszli na zawsze. Przecież wiara pozwala na duchowy kontakt z tymi, którzy żyją wiecznie. Wiara pozwala na udział w ich życiu. Pożegnanie bliskich przed śmiercią winno być pełne nadziei spotkania z nimi w domu Ojca. Śmierć dla wierzącego nie jest kresem, jest snem, w którym następuje pełna regeneracja sił i ducha. Powstaniemy ze śmierci wypełnieni energią wiecznego życia.
    "Wówczas ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą" (Mk 13,26). Chrystus przyszedł na świat pierwszy raz w pokorze, w ukryciu, w cierpieniu, by go odkupić z grzechu, powróci jednak na końcu wieków w całym blasku swojej chwały, by zebrać owoce swojego odkupieńczego dzieła.
     Dlatego Kościół pierwotny, rozmiłowany w Chrystusie i spragniony oglądać Jego chwalebne oblicze, czeka z wielką tęsknotą na Jego przyjście. "Przyjdź, Panie Jezu!" (Ap 22, 20) - było to gorące wezwanie pierwszych chrześcijan, żyjących z. sercem zwróconym ku Niemu, jak gdyby był już w drzwiach. Taką powinna być postawa tego, kto zrozumiał głębokie znaczenie życia chrześcijańskiego: wyczekiwanie Chrystusa i wyjście Mu naprzeciw z zapaloną lampą wiary i miłości.
     W słowie "matka" zawartych jest tyle cudownych treści, że z pewnością nie da się o nich wszystkich chociażby wspomnieć w jednym kazaniu. Natomiast z racji dzisiejszego święta imienin naszej Mamy Stanisławy, myślimy również o naszych rodzicielkach nie tylko w wymiarze fizycznym, ale przede wszystkim duchowym. To one poprzez zrodzenie dziecka, trud jego wychowania przyczyniają się do ukształtowania osobowości nowego człowieka, który na swój indywidualny sposób będzie wpływał na jakość relacji społecznych. Jednak nie o odpowiedzialności matek chcemy dziś mówić, a raczej o naszym docenianiu tego, co dla nas dotąd zrobiły. Ich bezinteresowna miłość oraz troska o losy synów i córek przywraca nam wiarę w istnienie prawdy, dobra i piękna. Bez nich nasza rzeczywistość stałaby się niezwykle uboga, wręcz odczłowieczona.
    Powołanie do macierzyństwa jest zaproszeniem do wejścia na drogę prowadzącą do świętości. Sytuacje, w jakich przyszło znaleźć się współczesnym matkom, wymagają od nich samozaparcia oraz ogromnych pokładów miłości, by sprostać wszelkim próbom, jakie niesie codzienność. Już w okresie ciąży kobieta przestaje żyć tylko i wyłącznie dla siebie zarówno w wymiarze psychicznym, duchowym jak i fizycznym. Sam poród wiąże się z ogromnym wysiłkiem i stresem. Zaś od chwili narodzin dziecka rozpoczyna się nieustanna służba nowemu życiu, służba nowemu człowiekowi. Wielu nazywa ją instynktem macierzyńskim, ale z pewnością określenie "miłość bezinteresowna" oddaje najpełniej istotę tej cudownej relacji.
    Matki są błogosławione również z tego powodu, że często przychodzi im cierpieć z powodu szykan ze strony społeczeństwa. Dziś bardzo powszechne na rynku pracy jest zjawisko dyskryminowania kobiet, które zdecydowały się zostać matkami. Pracodawcy jak i współpracownicy niechętnie odnoszą się do urlopów macierzyńskich czy wychowawczych. Widmo zwolnienia rodzi uzasadniony lęk o przyszłość rodziny, a przede wszystkim samego dziecka, które winno dorastać w atmosferze bezpieczeństwa. A tymczasem przerażona w wyniku utraty źródła dochodu kobieta nieraz nie potrafi ukryć przed swoim maleństwem negatywnych emocji.
     Myślimy dziś o matkach samotnie wychowujących swoje dzieci. Wiele z nich marzyło o rodzinie, której członkowie mogliby zawsze na sobie polegać. Rzeczywistość jednak okazała się całkiem inna. Tu nie pomoże wręczenie kwiatka, lecz czuła obecność męża i ojca. Pamiętajmy, że stoimy obecnie przed wielkimi wyzwaniami. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują właśnie niepełne, dysfunkcyjne rodziny. Nie możemy też zapomnieć o kobietach, które zdecydowały się stworzyć rodziny wielodzietne. O ileż bardziej ich wysiłek zasługuje na nasz najwyższy szacunek. Jako społeczeństwo musimy odrzucić nieuzasadnione i jakże krzywdzące stereotypy. Obraz matki prowadzącej gromadkę dzieci powinien budzić radość i nadzieję na przyszłość, która niebawem będzie w rękach dorastającego pokolenia.
     Niedocenianie wartości macierzyństwa jest wielkim grzechem, który może bardzo negatywnie odbić się na naszej cywilizacji. Patriarchat nie powinien opierać się na negacji matriarchatu. One muszą się nawzajem uzupełniać dla dobra nas wszystkich. Papież Jan Paweł II, który wiele uwagi poświęcił kwestii kobiecej i upominał się o okazywanie wielkiego szacunku matkom, podczas jednej z audiencji wypowiedział znamienite słowa: "Ukierunkowanie wspólnotowe człowieka, które właśnie kobiecość usilnie przypomina, pozwala przemyśleć na nowo ojcostwo Boże, unikając skojarzeń typu patriarchalnego, nie bez słuszności kontestowanych przez niektóre prądy współczesnej literatury. W ostateczności chodzi o to, by dostrzec oblicze Ojca wewnątrz misterium Boga jako Trójcy, a więc doskonałej jedności z zachowaniem odrębności. Należy na nowo rozważyć postać Ojca w świetle Jego więzi z Synem, który od wieków zwraca się ku Niemu (por. J 1,1) w jedności Ducha Świętego. Trzeba również podkreślić, że Syn Boży stał się człowiekiem w pełni czasów i narodził się z Maryi Dziewicy (por. Ga 4,4), co z kolei rzuca światło na kobiecość, ukazując w Maryi wzór kobiety zgodny z zamysłem Bożym. W Niej i przez Nią dokonały się najważniejsze wydarzenia w historii człowieka. Ojcostwo Boga - Ojca znajduje odniesienie nie tylko do Boga - Syna w odwiecznej tajemnicy, ale również do Jego wcielenia, które się dokonało w łonie kobiety. Jeśli Bóg-Ojciec, Syna od wieków, dla Go na świecie wybrał kobietę, Maryję, czyniąc Ją w ten sposób Theotókos - Bogurodzicą, ma to swoje znaczenie, gdy chcemy zrozumieć, na czym polega godność kobiety w zamyśle Bożym".
    Życzmy więc naszym mamom tego, by mogły cieszyć się owocem swojej miłości i pracy. W osobistych i wspólnotowych modlitwach prośmy za pośrednictwem Maryi, aby dobry Bóg obdarzał te wspaniałe kobiety swoim błogosławieństwem na każdy dzień ich głęboko ludzkiej i chrześcijańskiej posługi. Amen.
+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego
Żegocina, 15 listopada 2009 roku

Wersja elektroniczna: http://www.ordynariat.pl/pl/379_8435.html

[wstecz]

[opracowania]