ARCHIWUM PRASOWE - 1976 ROK

1976-07-19.

Los artysty

   Po artykule „Leszek Biały" bardzo szybko nadeszła informacja od p. ANNY KĘDRY z Żegociny w woj. tarnowskim, iż w miejscowości tej przebywa rodzina Jakuba Juszczyka, posiadająca liczne prace i pamiątki po zapomnianym rzeźbiarzu. Pojechaliśmy tam natychmiast. Żyje bratowa artysty, p. ROZALIA JUSZCZYK, która wspaniale potrafi opowiadać, jakim to niezwykłym, pełnym fantazji i poczucia humoru człowiekiem by i Jakub Juszczyk; żyją dzieci z tego związku, które wprawdzie stryja nie pamiętają, ale dzięki dokumentom, listom, zdjęciom i wycinkom prasowym, potrafią jak np. p. EWA JUSZCZYK o stryju-rzeźbiarzu sama powiedzieć dziś więcej, niż kilku historyków sztuki razem wziętych.
    Pochodził, jak Klemens Janicki, z ludu i podobnie jak pałucki poeta miał swoich możnych protektorów, arcybiskupa Krzyckiego i magnata Kmitę, którzy pomogli mu przebić się z nizin społecznych na wysokie szczyty Parnasu - tak i Juszczyk wiele zawdzięczał swojemu mecenasowi JERZEMU MYCIELSKIEMU, profesorowi Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitnemu historykowi sztuki, znawcy malarstwa, autorowi monumentalnej pracy „Portrety polskie". W listach do rodziny miody Juszczyk prof. Mycielskiego nazywał bardzo pięknie .

   „ojczulkiem", a po jego śmierci w 1928 r. nadesłał list świadczący o wielkim przywiązaniu artysty do zmarłego i szczerym bólu Trudno powiedzieć, co konkretnie uczynił dla niego Mycielski, ale z pewnością przyszedł mu z pomocą materialną w pierwszym, najtrudniejszym okresie, dał mu zachętę do pracy, zainteresował się jego talentem, sformułował program sztuki własnej, narodowej, (są o tym ciekawe wzmianki w korespondencji), umożliwił zamówienia, sprzedaż wielu prac za granicą oraz prawdopodobnie wprowadził artystę w sfery bogatych ziemian wielkopolskich, którzy zamówili u niego wiele pomników. Może dzięki Mycielskiemu wyjechał też do Czech i Tyrolu, gdzie studiował rzeźbę w drzewie. Być może Mycielskiemu, pochodzącemu z Wielkopolski, ze znanej i zasłużonej dla kraju rodziny ziemiańskiej, zawdzięczał również poznanie hrabiny PAULINY BNIŃSKIEJ, pani na Witaszycach koło
Jarocina. Tu urządzono artyście pracownię, tu powstały liczne rzeźby głów i figur kobiecych, których wdzięcznym modelem była Bnińska, wielka miłość artysty. W późniejszych latach częstym motywem jego prac rzeźbiarskich i malarskich była również Żancia, córeczka Bnińskiej. Dziś w Witaszycach nawet w parku drzewa przestały już szeptać o gorącym uczuciu artysty i hrabiny, a jedynym śladem po Juszczyku i jego pracowni jest kamień leżący w ogrodzie, z wykutym nazwiskiem rzeźbiarza, zapewne fragment cokołu nie ukończonego pomnika...
    Ojciec rzeźbiarza umarł wcześnie i cały ciężar wychowania i wykształcenia czterech synów dźwigała matka, kobieta równie niezwykła jak matka Władysława Orkana. Darzył ją uczuciem miłości i ogromnej wdzięczności i np. gdy za swoją artystyczną działalność otrzymał nagrodę PAU [Polskiej Akademii Umiejętności], w pierwszym odruchu serca wysłał długi, serdeczny telegram do matki, dziękując jej za wszystko. Rzeźbił od dzieciństwa, kozikiem, chodząc pasać krowy. Potem była szkoła w Bochni, Szkoła Przemysłowa Uzupełniająca w Mielcu, Krakowska Szkoła Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego oraz Akademia Sztuk Pięknych, którą jednak porzucił zaciągając się do legionów, tak jak to uczynił był również uczeń płockiego gimnazjum Władysław Broniewski, z którym podobno nasz rzeźbiarz znał się bardzo dobrze.
    W 1939 r. Jakub Juszczyk walczył z Niemcami i gdzieś na kresach, w ostatnich dniach wojny, dostał się do niewoli. Uciekł z obozu i pieszo, na skrwawionych nogach przywędrował do rodzinnej Żegociny i tu ozdabiając kościół rzeźbionym w drewnie ołtarzem, stallami, kapitelami, w biedzie wielkiej, ciężko chorując, dożył do wiosny 1945 r. Pochowany został na miejscowym cmentarzu.
    Był Jakub Juszczyk człowiekiem wszechstronnie uzdolnionym, uprawiał nie tylko rzeźbę w drzewie, metalu, kamieniu, betonie, gipsie, ale też i malował obrazy, grał na skrzypcach i fortepianie. W domu państwa Juszczyków zachowały się m. in. piękne portrety Bilińskiej i bratowej, Rozalii Juszczyk, znakomity, ekspresyjny „Autoportret ze skrzypcami", a z dzieł snycerskich - m. in. płaskorzeźba bratowej (popiersie w drzewie gruszy). Na cmentarzu, na grobie ojca, do niedawna stał ogromny monument „Sąd ostateczny", ale niestety wielki obiekt runął i rodziny nie stać na odbudowę, na ponowne ustawienie ciężkiego pomnika.
    Z innych dziel artysty, które ocalały, wymienić trzeba wielką rzeźbę „Chrystusa na krzyżu", znajdującą oię we Wrześni. Zachowały się m. in. zdjęcia artysty, który pozował fotografowi, wyszukując dla postaci Chrystusa najwłaściwsze artystycznie ujęcia. Dziś, po latach, zdjęcia artysty i rzeźby, postawione obok siebie, stały się parabolą jego losu, iosu twórcy niesłusznie zapomnianego, o życiu nieuporządkowanym, rozwichrzonym, tragicznym. Jego wielka miłość, Paulina Bnińska, zginęła w wypadku samochodowym, liczne rzeźby o patriotycznych motywach uległy zniszczeniu podczas okupacji, toteż 51-letni samotny artysta, umierając w rodzinnym, drewnianym domu, pełen był złych przeczuć i żalu, iż on, który przez wieie lat ozdabiał Polskę swoimi dziełami, umiera opuszczony i zapomniany.
    Wydawać by się mogło, te mając tylu historyków sztuki, posiadając tyle placówek, instytutów i pracowni zajmujących się historią sztuki polskiej, posiadamy dostatecznie gęstą sieć, przez którą, niezauważony, nie prześliźnie się żaden talent. A tymczasem przykład Jakuba Juszczyka dowodzi, że nawet wybitny rzeźbiarz w szybkim czasie ginie gdzieś w pomrokach narodowej niepamięci, przez naszą bierność, obojętność, brak zainteresowania. Lecz, na szczęście, w wypadku Juszczyka, sytuacja ulegnie odmianie, jako że p. Halina Górska z Warszawy do powstającego „Słownika artystów polskich" opracowuje hasło poświęcone artyście. Będzie to pierwszy kompetentny biogram artysty, będzie to właściwie skromna, uroczystość wprowadzenia rzeźbiarza do historii polskiej sztuki...
    Ale czy los Juszczyka - wypada zapytać - jest tylko wypadkiem odosobnionym? Nasze miasta, zamki, pałace, muzea, kościoły I klasztory, pełne starej, anonimowej sztuki polskiej dowodzą, że dawne, złe nawyki zbiorowej niepamięci i obojętności w dalszym ciągu niefrasobliwie kontynuujemy, że artystów takich jak Juszczyk może być jeszcze wielu...

  

Karol Strzelewicz

                                                                                            

Gazeta Południowa nr 163 z dnia 19.07.1976 r.

[wstecz]