- Mając 14 lat pracowałem w tym miejscu wraz z
16-letnią siostrą za 90 groszy dziennie, na
polu dziedzica Rutowskiego - wspomina prezes GS FRANCISZEK WALIGÓRA, który oprowadza nas
po przetwórni i zamrażalni owoców wzniesionej przed niespełna dwoma laty w Łąkcie Górnej. Wówczas nawet na myśl nie przychodziły marzenia
o fabryce we wsi. Z tego zaś 6-hektaro-
wego kawałka ziemi zajmowanego obecnie przez spółdzielczy zakład - do chłopskich
kieszeni szło w ciągu roku najwyżej kilkadziesiąt złotych.
Dzisiaj przetwórnia zatrudnia na tych 6 ha ponad 400 pracowników, wypłaca
im rocznie 14 mln złotych. Dochody z pracy w GS-owskiej przetwórni owoców i warzyw - to
bezpośredni zysk tych 400 osób w niej zatrudnionych. Ale przecież dla zakładu pracują
setki indywidualnych rolników i zespołów przygotowujących zielony surowiec. Dochód z
tego tytułu jest o wiele większy. Zresztą datujący się od chwili, kiedy w podworskich
zabudowaniach Gminna Spółdzielnia zorganizowała przed laty pierwszą w tej wsi przetwórnię.
W Żegocinie. Kamionnej, Łąkcie, Trzcianie, Leszczynie i innych
okolicznych wsiach zaczęto uprawiać nieznane dotąd warzywa i owoce. Wprowadzano je na
pola, nierzadko wbrew zaleceniom nauki rolniczej. Teraz areał owoców i warzyw z każdym
rokiem powiększa się od 100 do 150 ha. Powstają specjalistyczne gospodarstwa
indywidualne, przybywa coraz więcej zespołów, powiększają się sady zblokowane.
Zamożność tego terenu widać niemal na każdym kroku. Zamożność wypracowaną
własnymi rękami mieszkańców wsi, dla których przed trzydziestu paru laty Franciszek
Waligóra nosił w koszyku na zaopatrzenie spółdzielczego sklepiku towar z Krakowa,
brnąc na przełaj przez górzyste bezdroża piechotą. Dziś łączy Żegocinę ze
światem kilkadziesiąt autobusów...
Żegocina zdobyła ostatnio jedno z czołowych miejsc w konkursie „Gmina
- Mistrz Gospodarności" i nagrodę wojewódzką w wysokości 600 tys. zł.
- Taki zastrzyk przyda się na dofinansowanie budowy ośrodków zdrowia
w Trzcianie i Żegocinie - stwierdza I sekretarz KG PZPR, KAZIMIERZ WRONA. - Do uzyskania
wysokiej punktacji w tym konkursie przyczynił się prawie każdy mieszkaniec wsi, niech
więc te pieniądze siużą wszystkim...
Rok ubiegły był okresem realizacji wielu społecznych przedsięwzięć,
godnych odnotowania. Na budowie są właściwie przy rozbudowie i modernizacji szkoły
przerobiono 5 mln zł. W Bełdnie, Kamionnej i Żegocinie wzniesiono remizy strażackie. W
Bytomsku, Rozdzielu i Trzcianie kontynuuje się budowę obiektów strażackich, w których
znajdą pomieszczenia niektóre wiejskie placówki kulturalne. Przygotowano dokumentację
domu kultury w Kierlikówce. Przeprowadzono remont kapitalny podobnego obiektu w Kamionnej
i szkoły w Bytomsku. W Ujeździe, Bytomsku, Łąkcie Dolnej i Kamionnej stanęły obiekty
mieszczące sklepy i punkty skupu GS. Rdzawa i Kamionna otrzymały boiska sportowe,
podobny obiekt buduje się w Łąkcie Górnej. „Nitki" dobrych dróg wydłużyły
się o
kilka kilometrów. Trwa układanie 2,5 kilometrowego odcinka chodników w Żegocinie. W
Rdzawię zaadoptowano stary pałacyk i park na stanicę harcerską, mogącą przyjmować
przez cały rok 150 osób. Przygotowuje się dokumentację na budowę kanalizacji i
oczyszczalni ścieków w Żegocinie, dla wodociągów w Leszczynie i Żegocinie (przy
pomocy Politechniki Krakowskiej), apteki i innych obiektów.
A to przecież nie wszystko, co już zrobiono, bądź zrobi się w
najbliższym okresie. Żegocina - to potężny dziś rejon przodującego ogrodnictwa,
przetwórstwa rolno-spożywczego oraz rozwijający się ośrodek turystyczny i
wypoczynkowy. Już obecnie przebywa tu na kolonii 800 dzieci. W ciągu letnich miesięcy
przybywa do Żegociny i okolicznych wsi około 5 - 8 tys. stałych wczasowiczów. Zeby więc
nie zanieczyścić wspaniałego czystego powietrza dymem z kominów powstających coraz
liczniej dużych obiektów publicznych, władze gminy przygotowują się do budowy wspólnej
dla wszystkich kotłowni, która usytuowana będzie w takim miejscu, aby nie raziła oka
przybysza. Do budowy pierwszych mieszkań szykuje się bocheńska Sp-nia Mieszkaniowa,
zrzeszająca kilkudziesięciu członków z Żegociny. GS wkrótce realizować będzie
nowoczesny dom towarowy i rozbudowywać zbyt ciasny już kompleks gastronomiczno -
hotelowy "Patria". SKR w Ujażdzie, za kilka tygodni rozpocznie budowę ośrodka
usług rolniczych, którego projekt został właśnie zatwierdzony.
Plany są daleko szersze. Naczelnik gminy LEOPOLD GRABOWSKI, I
sekretarz Kazimierz Wrona, dyrektor zbiorczej szkoły gminnej FRANCISZEK WIDŁA, prezes GS
Franciszek Waligóra - mówią o nich z pasją. Mają przed oczyma wizję nowej gminy, którą
im przypadło tworzyć. Oceniając dotychczasowe osiągnięcia przypuszczać należy, że
wizja ta nie jest zbyt odległa, choć kłopotów z jej realizacją nie brakuje, jak
wszędzie.
Ot, choćby sprawa szkoły. Kiedy rozpoczęto jej budowę w czynie
społecznym, nie przewidywano rychłego nadejścia reformy oświaty. Obiekt był
przewidziany na ośmiolatkę. Potem szybko trzeba było przystosować projekt dla szkoły
dziesięcioletniej. Uporano się z tym, ale żeby można przystąpić do roboty, trzy razy
zapraszano do Żegociny kuratora okręgu szkolnego. Po konsultacjach na miejscu -
chwyciło. W następnym roku szkolnym młodzież Żegociny otrzyma 16 nowych sal
lekcyjnych, kilkanaście pomieszczeń pomocniczych, nowoczesne urządzenia,
pełnowymiarową salę gimnastyczną - w finansowaniu której uczestniczy WKKFiT - z zespołem
boisk, z których zapewne nieraz zechcą korzystać nasi sportowcy. Obiekt wartości
kilkunastu milionów złotych wykonuje Zakład Gospodarki Komunalnej działający od kilku
lat w Żegocinie. Z zaopatrzeniem w materiały budowlane nienajlepiej. Ostatnio zabrakło
cementu; a budowy szkoły nie można przecież zatrzymać. Czas nagli. Od czegóż więc
inicjatywa, zaradność, pomyślunek gospodarnych kierowników gminy? Parę telefonów do
Krakowa, jeden wyjazd i... wkrótce wywrotki zaczęły wozić beton do Żegociny. Dziś
płyta stropowa gotowa. Prace budowlane mogą być kontynuowane bez przerwy.
- Z tym zakładem to nas wykiwano - oświadcza gospodarz gminy. -
Powołaliśmy go z myślą o potrzebie terenu. Zdawał egzamin na
medal. Realizował szybko najpilniejsze potrzeby. Jego kierownik Julian Prytko - to
aktywny działacz tego rejonu. Żył więc tym wszystkim, co w gminie robiono. Dobrze
dobrał 75-osobowy zespół zgranych ludzi i dobrych fachowców. Zakład pracował bez
zbędnej biurokracji. Czasem wystarczył telefon naczelnika, aby wykonać jakąś
doraźną robotę. Ale od chwili, kiedy zakład podporządkowano Przedsiębiorstwu
Gospodarki Komunalnej w Bochni zaczęty się kłopoty. Dziś, chcąc zlecić np.
naprawienie okna, trzeba wystąpić z pismem do dyrekcji przedsiębiorstwa w Bochni, załączyć
wcześniej zrobioną dokumentację i.kosztorys. Odczekać parę tygodni, aż dokumentacja
nabierze mocy urzędowej, aby otrzymać odpowiedź... że niestety sprawa nie może być
aktualna w najbliższym czasie. Przedtem przyszedł stolarz wymierzył okno, za parę dni
wszystko było zrobione - oszklone, pomalowane.
- Takie zakłady w gminach są niezbędne - stwierdza jeden z
miejscowych aktywistów. Powyższy przykład to potwierdza. Gminny Zakład Gospodarki
Komunalnej robił szybko, tanio i sprawnie. Bez narzutów i dodatkowych obciążeń. Za te
prace, które w roku ubiegłym wykonał przy buowie szkoły zapłacono 5 mln zł. Według
stawek nowego patrona trzeba by dziś zapłacić o 1,2 mln zł więcej. W roku ubiegłym
zaoszczędzono także na innych budowach. Można było rozpoczynać nowe. Teraz trzeba „bulić
jak za woły". O te dodatkowe - koszty sięgające 20 proc. wartości inwestycji
trzeba będzie w br. zmniejszyć zakres robót. Coraz szybciej więc opróżnia się
gminna sakwa z powodu podrożonych inwestycji, gospodarzom gminy przybywa kłopotów.
Fachowcy, którzy przedtem zwalniali
się z pracy w innych przedsiębiorstwach po to, by iść do roboty na miejscu, teraz znów
myślą o zmianie pracodawcy. Czy w tej sytuacji można się dziwić gospodarzom
Żegociny, że myślą o powołaniu nowej brygady, która by mogła bez zbędnych prac
przygotowawczych realizować gminne plany, służyć mieszkańcom wsi?
To tylko jeden z kłopotów. A wyposażenie świetlic i klubów? Działają
one - i to dobrze - we wszsytkich wsiach. Prowadzą szeroką pracą kulturalną.
- Ale dziś młodzi chcą widzieć klub nie gorzej urządzony od ich
mieszkań - mówi Franciszek Widła. - Minął dawno okres porysowanych stołów, skrzypiących
ław i zaciąganych ropą podłóg. Świetlica winna być przytulna. Tymczasem chcąc
kupić kawałek chodnika, firankę czy jakiś mebel, trzeba uzyskać zgodę... wojewody.
Żegocina miała na te cele w ubiegłym roku pół miliona złotych.
Były trudności z wydaniem tych pieniędzy, z zakupem potrzebnego wyposażenia. Ale...
dziś rzeczywiście z przyjemnością wchodzi się do klubu, świetlicy czy biblioteki.
Aktyw gminny potrafi bowiem pokonywać te trudności. Zarówno naczelnik gminy, jak i sołtys
z Kierlikówki JAN ŁUKASIK, dyrektor gminnej szkoły zbiorczej i kierownik szkoły z
Kamionnej STANISŁAW USARZ, sekretarz KG i sekretarz POP z Leszczyny STEFAN CHOJECKI,
nauczycielka z Łąkty Dolnej JOZEFA KUKLA i JOANNA KRAWCZYK z Żegociny, aktywiści
partyjni z Rozdziela MARIAN ORZEŁ i STANISŁAW
PARUCH. Dziesiątki, setki innych zaangażowanych działaczy partyjnych, bezpartyjnych,
ZSL- owców.
Nie znaczy to jednak, że zawsze udaje się wszystko załatwić
pomyślnie. Przynajmniej na razie. Przed kilku laty zbudowano w Żegocinie silos do
przechowywania cementu luzem. Takie były zalecenia.. Silos do dziś stoi niewykorzystany.
Od tego czasu bowiem wieś nie dostaje cementu luzem. A że worków często brakuje i z
pakowaniem nie nadążajr, maszyny - o cement w Żegocinie niełatwo. Albo inny przykład
hamowania inicjatywy. Tutejszy teren należy do bardziej zalesionych. Rolnicy posiadają
znaczne ilości drewna pochodzącego z lasów prywatnych. Na ich usługi pracują trzy
prywatne tartaki. Są zawalone drewnem potrzebnym rozwijającemu się budownictwu. Są
kłopoty z otrzymaniem typowych drzwi i okien. Czeka się na nie w kolejce,
niejednokrotnie kilkanaście miesięcy. Urząd Gminy wystąpił z wnioskiem o zezwolenie
na uruchomienie uspołecznionej stolarni. Naczelnik zakupił już gotowe elementy na
wzniesienie odpowiedniego budynku. Zarezerwowano pieniądze na wyposażenie zakładu.
Chłopi zwiedziawszy się o tej inicjatywie szykowali deski i zamówienia. Są na miejscu
fachowcy. Jest więc wszystko, co niezbędne dla uruchomienia takiego zakładu, brak tylko
zezwolenia na świadczenie tych tak potrzebnych dla wsi usług. Z byle drobiazgiem trzeba
jeździć do Bochni albo Limanowej. - Może nowe władze w Tarnowie okażą
większą pomoc? - ma nadzieję naczelnik Grabowski.
Aktyw Żegociny wiąże większe nadzieje z faktem przynależności do
nowego województwa tarnowskiego. Do Żegociny można dojechać w ciągu godziny każdym z
14-tu autobusów PKS z Krakowa. Kierownictwo PKS będzie jednak musiało pomyśleć teraz
o usprawnieniu komunikacji z Tarnowem, dokąd obecnie tylko jeden autobus wozi mieszkańców
gminy i to w nie najdogodniejszych godzinach południowych.
- W czym tkwi tajemnica sukcesów? - pytam. - My tajeinnic nie mamy -
odpowiada naczelnik Grabowski. - My po prostu jesteśmy
związani z tym terenem całym sercem. Społeczeństwo powierzyło nam zaszczytne mandaty,
okazało zaufanie, staramy więc się po nie zawieść...
To wielkie słowa. Za nimi kryją się tysiące drobnych i
poważniejszych spraw rozwiązywanych tu codziennie - w Urzędzie Gminy i Komitecie
Gminnym Partii, w GS-ie i w szkole, w SKR i Zakładzie Gospodarki Komunalnej. We
wszystkich gminnych instytucjach. Dobra robota przyciąga ludzi do społecznego
działania. Tej efekty zachęcają do powrotu tych, którzy wyjechali przed laty ze wsi w
poszukiwaniu pracy w mieście. Teraz ją tu znajdują. Czują się w gminie coraz bardziej
potrzebni. Fakt, że tylko w Gminnej Spółdzielni pracuje ze średnim i wyższym
wykształceniem około 150 osób, że kilkanaście dalszych kontynuuje naukę i studia,
świadczy chyba o tym najlepiej. Wracają do pracy w miejscowych instytucjach i we
własnych gospodarstwach. Przykładów aż nadto. KAZIMIERZ
SOWIŃSKI z Łąkty Dolnej po ukończeniu Technikum Ogrodniczego w Gumniskach wrócił do
wsi, zorganizował zespół szklarniowy i od roku dostarcza tysiące kilogramów
ogórków, pomidorów i innych warzyw. Nie bał się kilkusettysięcznego kredytu. Spłaca
go regularnie, inwestując dalej w rozbudowę szklarni. I mimo, że terminową dostawę
kotła do ogrzewania istniejącej już cieplarni musiał załatwiać sekretarz KW partii -
dalszych trudności związanych z budową nie lęka się.
Albo TADEUSZ KOŁODZIEJCZYK. Wrócił z Krakowa, by rozpocząć znów
gospodarowanie na ojcowskim polu. W Nowej Hucie dobrze zarabiał. Miał w rękach nowy
fach. Tu rozpoczął teraz hodowlę drobiu. Zwerbował do współpracy dwóch byłych
sąsiadów. Najpierw wznieśli jedną brojlernię, a potem jeszcze dwie następne. Prawie
150 tysięcy kurczaków rocznie sprzedają państwu. Myślą o dalszym rozszerzaniu
hodowli.
Takich przykładów powrotu do rodzinnych wsi ludzi wykształconych
można przytaczać dziesiątki. - Tu dziś chce się wracać i dobrze pracować -
oświadcza jeden z nich. - Przez parę lat nie byłem w Żegocinie i dziś nie mogę
poznać niektórych jej rejonów. A to cieszy. Chyba nic do tego dodawać nie trzeba.
EDMUND
PIEKARZ |