|
"Pierwszy" na cenzurowanym /fragment/
/.../ Kolejną
wizytę składamy w Łąkcie Górnej, w dyrekcji Przetwórni Owocowo-Warzywnej. Opodal
buduje się spora inwestycja - Zamrażalnia Owoców i Warzyw. Sekretarz chce na własne
oczy zobaczyć postęp prac. Trzeba włożyć gumiaki. Dyrektor spieszy z poleceniem
przyniesienia nowych z magazynu, ale Sekretarz skutecznie go wyhamowuje. Inwestycja idzie
zresztą nieźle. Jedziemy do
Żegociny.
Tu z kolei zaczynamy od odwiedzin w świeżo otwartym przedszkolu.
Dzieci i personelu nie ma, gdyż trwa jakaś konferencja. Sekretarz wędruje do kuchni,
ogląda zaplecze, wytyka kucharce brud i niechlujstwo. Sam wyciąga z magazynu
żywnościowego jakieś szmaty i drwi bezlitośnie. Zapowiada w końcu nasłanie
inspektora oświaty.
W GROMADZKIEJ RADZIE przyjmuje nas prezes. Młody, rzeczowy gospodarz
terenu interesująco i z pasją mówi o problemach gromady. Łapię Sekretarza na
oświadczeniu, musicie dbać o Żegocinę. "To perła naszej ziemi". Tak mówił
też w Wiśniczu. Żartujemy troche za jego
plecami z sekretarzem rolnym na temat bocheńskich złóż koralowych, ale świadom
jestem, że istotą sprawy jest rozbudzanie ambicji.
JEST JUZ WIECZÓR. Ale
Sekretarz ma jeszcze jeden punkt w programie. Od miesiąca choruje tu ciężko jeden z
gromadzkich działaczy, prezes GS-u w Żegocinie. Zapowiadamy się z wizytą. Chory czuje
się lepiej i jest zażenowany odwiedzinami. Tego jeszcze nie było. Sekretarz natomiast,
nałogowy palacz, (gdzieś ze 60 sztuk dziennie) walczy z sobą, jak lew. Widzę jak
wkłada rękę do kieszeni i nerwowo wyjmuje. Rozmowa trwa jednak godzinę. I ten egzamin
udało się zdać.
WRACAMY. Obaj sekretarze mówią o celowości wizytowania terenu.
Pierwszy, najchętniej w ogóle zostawiłby urząd, komuś lubiącemu fotele. Sam zresztą
ma u siebie w gabinecie krzesło. Może to właśnie ono jest jednym z symboli
określających jego osobowość. Łatwiej z niego wstać i zbliżyć się do ludzi - a
tego przecież między innymi oczekują... |