ARCHIWUM PRASOWE - ARTYKUŁY Z ROKU 1954

1954-01-07. GK.

Czy można dłużej czekać? Nie!

  
We wszystkich księgarniach „Domu Książki" znaleźć można wydawnictwo zatytułowane: "Katalog Państwowego Wydawnictwa Rolniczego i Leśnego" na rok 1953. Katalog ten
zawierający na 160 stronicach druku setki ciekawych pozycji nasuwa myśl o planowym zasileniu rynku wiejskiego literaturą rolniczą podnoszącą kulturę wsi.
   
   Wydaje się, że sprawę docierania na wieś wydawnictw rolniczych można pokwitować znakiem dodatnim, że wiele tutaj zostało już zrobione, że główny nacisk położyć należy teraz
przede wszystkim na rozpropagowanie znajdujących się w terenie książek.
   
   Wydaje się tak tym bardziej, że organizacyjnie przeprowadzono sprawę rozprowadzania fachowej literatury rolniczej w sposób zdawałoby się przemyślany i wystarczająco zabezpieczający zaopatrzenie wsi. Przyjrzyjmy się więc, jak wygląda struktura doprowadzania takiej książki na wieś.
Wojewódzki Zarząd Gminnych Spółdzielni posiada specjalną komórkę księgarską, której zadaniem jest przeprowadzanie transakcji handlowych z Wojewódzką Ekspozyturą „Domu Książki".

   WZGS dysponuje także całym zastępem ludzi w terenie, tzw. powiatowych instruktorów oraz organizatorów sprzedaży w poszczególnych GS. Zadaniem WZGS jest kształcenie instruktorów do (pracy z czytelnikami, uzgadnianie technicznej strony sprzedaży z "Domem Książki", nadsyłanie odebranych od instruktorów arkuszy zamówień do "Domu Książki" - słowem to wszystko, co zapewnia wydawałoby się, skuteczną akcję w dziedzinie popularyzacji wiedzy rolniczej.
    Zagadnienie jednak nie wygląda tak bardzo prosto. Rzecz w tym, że mimo tych słusznych form organizacyjnych z docieraniem książki rolniczej w teren nie jest wcale najlepiej, że są pewne sygnały groźne, bo domaganie się ze strony Czytelnika wiejskiego fachowej książki rolniczej czy też hodowlanej często kierowane bywa w próżnię, bo GS mimo wielokrotnych zamó
wień, literatury tej dostają za mało, albo też nie dostają jej wcale. Oto przykłady tego stanu rzeczy:
    Żegocina - to rozległa wieś zagubiona wśród pól powiatu bocheńskiego. Kilkanaście kilometrów do Bochni, więcej do Limanowej
i komunikacja prawie żadna. Książka dociera tu przede wszystkim za pośrednictwem sklepu GS, w którym obok naczyń emaliowanych, artykułów spożywczych,dość pokaźne na ilość miejsce zajmują książki... na które nie zawsze są amatorzy.
    Organizator sprzedaży książek w Żegocinie, Kamiński próbuje sprawę jakoś wyjaśnić:
   - Rzecz w tym, że po prostu mało jest, albo nawet zupełnie brak tych wydawnictw, na które czekają tutejsi czytelnicy. Widzicie, u nas jest tak: Żegocina to wieś, gdzie
dużym zainteresowaniem cieszy się sadownictwo, ogrodnictwo, pszczelarstwo. Spójrzcie tylko na domy. Każdy ogród, każdy sad kryje w gałęziach pokaźną ilość uli pszczelich. Czy sądzicie, że łatwo u nas w GS dostać podręcznik pszczelarstwa, czy ogrodnictwa, że kobiety mogą dostać książkę kucharską, czy podręcznik hodowli drobiu? Jeżeli czasem trafi się jeden czy dwa są rozchwytywane - to jasne. A moje wszelkie zamówienia i żądania, by przysyłali nam więcej tych książek są rzucane w próżnię.
    Książki umieszczone na półkach sklepu GS w Żegocinie - to w większej części beletrystyka z pozycjami takimi, jak „Żołnierz samochwał" Plauta, o której nawet Kamiński - organizator sprzedaży nie wie zupełnie, jak się do niej zabrać. Mało Kraszewskiego, wcale Żeromskiego, niewiele pozycji literatury współczesnej. Gdzie tkwi przyczyna tego stanu rzeczy, stanu, który na pewno nie jest wyjątkowy w Żegocinie? Powtarza się on bowiem i w Dobrej koło Limanowej i w Nowotarskiem, a na terenie całego województwa, jest naprawdę niewiele GS. które tej smutnej reguły nie potwierdzają. Równolegle do tego można zanotować ciekawe zja
wisko, które staje się zrozumiałe dopiero po głębszej analizie. Mianowicie księgarnie „Domu Książki" w miastach powiatowych - podkreślamy powiatowych, bo dla dalszego toku rozumowania będzie to miało zasadnicze znaczenie, zaopatrzone są świetnie zarówno w
literaturę fachowo-rolniczą, jak społeczno-polityczną i beletrystykę. To świetne zaopatrzenie księgarni powiatowych nie rozwiązuje zupełnie problemu - więcej - pogłębia tylko paradoksalną sytuację. Trudno bowiem wymagać od czytelnika wiejskiego, aby za książką wyprawiał się aż do miasta powiatowego, narażając się na koszta i kłopoty związane z nie zawsze dogodną komunikacją. Zagadnienie wygląda przecież inaczej: książka musi wyjść naprzeciw czytelnikowi, zdobyć go i zachęcić. Błąd nie leży w braku dobrej, potrzebnej, kształcącej literatury rolniczej i beletrystyki. Książki są. Mówią o tym cyfry nakładów, mówi świetne zaopatrzenie księgarni. Błąd leży w polityce handlowej Wojewódzkiej Ekspozytury „Domu Książki", której główną troską jest zaopatrzenie swoich placówek przy niesłusznym postawieniu na drugim planie gminnych spółdzielni. Z tego błędu wynikają poważne konsekwencje polityczne. Konsekwencje prowadzące do opóźnień w docieraniu kulturalnym na wieś, opóźnień w rozwoju świadomości, opóźnień w podnoszeniu kultury rolnej naszej wsi.
    Problem nie jest błahy. Przekracza znacznie ramy jakichś niedociągnięć organizacyjnych, urasta do rozmiarów jakiegoś hamulca rozwoju. Pełne zrozumienie znaczenia tego problemu znalazło co prawda wyraz we wspólnej naradzie „Domu Książki" i WZGS, kiedy to błąd postanowiono naprawić. Narada miała miejsce 22 listopada. Od tego czasu upłynęło 6 tygodni, sytuacja jednak - sądząc po doświadczeniach z terenu - w niczym nie uległa poprawie. Na naradzie sformułowano stanowczo zasadę pierwszeństwa w zaopatrywaniu GS w literaturę. Zasada nareszcie słuszna, ale wprowadzenie jej w życie nie jest sprawą aż tak skomplikowaną, by trzeba było czekać na jej realizację miesiącami. Sprawa nie cierpi przecież zwłoki.
    Wojewódzki Zarząd Gminnych Spółdzielni musi roztoczyć pełną opiekę nad instruktorami powiatowymi, nad organizatorami sprzedaży w GS, musi natychmiast zająć się sprawą rzeczywistej realizacji opracowywanego przez „Dom Książki"
arkusza zamówień, którego bogata w cenne pozycje zawartość nigdzie bodaj nie jest wykorzystana w pełni. Trzeba uruchomić wszelkie środki propagandy książki. Trzeba użyć do tego celu radiowęzłów terenowych. Bowiem zagadnienie podniesienia kultury ;rolnej wsi jest w tej chwili jednym z najważniejszych czynników przebudowy naszego życia.

(B. G.)

Gazeta Krakowska - 1954-01-07

[wstecz]