Płaskorzeźbione portrety w drzewie małopolskiego artysty.
|
W szóstą rocznicę przejścia
karpackiej brygady przez front Przed laty sześciu w nocy z 14 na 15 lutego, na wieść o
zawarciu traktatu brzeskiego, który miał być nowym podziałem Polski - żelazna
karpacka brygada Legjonów z bronią w ręku przedarła się przez linję wojsk prusko -
austrjackich przechodząc z Bukowiny na Bessarabję i rozpoczynając daleką tułaczkę
poprzez Kaniów, Murman i ziemie sprzymierzonej Francji. Piękne to wspomnienie i godne
przypomnienia szczególniej w chwilach, gdy waśnie orientacyjne znowu zyskały na
jaskrawości i zaciekłości jak tego dowiódł odbywający się przed tygodniem zaledwie
proces mec. Lednickiego i red. Wasilewskiego w Warszawie.
Czemże bowiem był czyn karpackiej brygady z przed lat sześciu jeśli
nie syntezą i zespoleniem w jedną więź wszelkich ideologji orjentacyjnych ?
Ci legjoniści z brygady drugiej, których przeciwnicy nazywali wrogo sługami
i przedstawicielami polityki pruskiej w walce z wojskami pruskiemi przelali swą krew pod
Kaniowem, krwią także przypieczętowali braterstwo broni z wojskami ententy na dalekim
Murmaniu i przybyli potem do Ojczyzny z długiej tułaczki, ubrani w mundury francuskie i
z szeregiem wybitnych oficerów francuskich w gronie swych dowódzców najbliższych. A
przecież pomimo tych zmian w mundurach byli to zawsze ci sami legjoniści, nie pokutnicy
odbywający jakąś ekspiację za błędy i winy pierwszych lat wojny, ale zawsze ci sami
żołnierze jednej i tej samej idei: Niepodległości Ojczyzny. |
Na wszystkich frontach i na wszystkich polach bitew, gdzie
krew swą lali, - czynili to dla tej jednej zawsze idei. I cenią zawsze i zarówno
wszystkie swoje wspomnienia bojowe i czczą jednako pamięć swych przyjaciół i
towarzyszów broni, niezależnie od tego w jakiej bitwie i w jakim okresie wojny padli.
Ich czyn: przejście przez front bessarabski w lutym 1918 roku jest tą
klamrą, która wiąże w jedną całość wszelkie wysiłki zbrojne żołnierzy
Niepodległości z czasu wojny światowej, gdziekolwiek, po jakiejkolwiek stronie frontu
były czynione, jest to logiczne uzupełnienie czynu 6 sierpnia 1614 roku.
* * *
W związku z rocznicą powyższą podajemy na naszej stronie tytułowej
fotografję wspaniałej rzeźby w drzewie, wykonanej w tramach dębowych z puszczy
białowieskiej o wymiarze 3x5 metrów, przez por. Juszczyka, o którego płaskorzeźbach
podajemy obok artykuł pisany z niezwykłą subtelnością oceny i znawstwem.
Płaskorzeźba ta rzeźbiona przez autora w latach 1919/1920 w Mińsku
Mazowieckim - gdy pełnił jeszcze służbę wojskową - przedstawia legjonistów z
karpackiej brygady z gen. Hallerem i płk. Żymirskim pośrodku, przekraczających linję
frontu z Bukowiny na Bessarabję. Nad postaciami żołnierzy unosi się postać
symboliczna Polski, komponowana pod widocznym wpływem „Polonji" Wyspiańskiego.
Płaskorzeźbione portrety w
drzewie małopolskiego artysty.
Wielki monumentalny krucyfiks na zewnętrznej ścianie fary we Wrześni
sprawił, że artysta porucznik Jakób Juszczyk, który go w ciągu trzech miesięcy od
sierpnia do listopada minionego roku wykonał, zjednał sobie w Wielkopolsce poważne i
sympatją cieszące się imię. Za tern dziełem poszły zamówienia drewnianych rzeźb o
tematach religijnych, które niezawodnie jeżeli nie wszystkie, to w części w ciągu
bieżącego roku wykonane zostaną. Prócz tego zaś innych jeszcze kilka całkiem innego
rodzaju utworów w drzewie rzeźbionych wykonał por. Juszczyk w ciągu ostatnich
miesięcy, pracując nad nimi niby dla odpoczynku wśród ciężkiej pracy kucia w
dębowym pniu ogromnego wrzesińskiego Chrystusa.
Są to mianowicie płaskorzeźbione portrety, wykonane w miększem drzewie
olchowem, nieco mniejszej niż naturalnej wielkości popiersia, z których dwa podajemy
dziś w reprodukcjach, dorzucając do nich kilka niniejszych słów objaśnienia.
Przedstawiają one głowy dwóch dwudziestokilkoletnich ludzi, których
artysta blisko poznał, głęboko zdał sobie sprawę z charakterystyki ich rysów a odczuł
subtelnie duchowy ich charakter.
|
|
|
|
Pierwszy z nich -
to portret Stanisława hr. Mycielskiego z Wrześni, syna fundatorów krucyfiksu, hr.
Edwardów Mycielskich. Głowę młodzieńca o charakterystycznych ostrych szlachetnych
rysach przedstawił por. Juszczyk w zupełnym profilu, a tyle potrafił jej nadać
wybitnych cech, iż w miękko traktowanej płaskorzeźbie widać nieledwie, że model jest
jasnym blondynem o bladej cerze. Na tle drzewa, prawie, że nie obrobionego, występuje
głowa i górna część piersi obnażona, wszystko nader subtelnie modelowane i
szlachetnie ^stylizowane, może z dalekim odcieniem wzorów włoskich płaskorzeźbionych
portretów florenckich w rodzaju Desideria da Settignano lub Mina da Fiesole. Temi wzorami
niezawodnie przejął się artysta w swem snycerskiem dziele, które przepoił pewnym
idealizmem koncepcji i wykonania a dał zarazem portret uderzającego podobieństwa.
Portret drugi, w przeciwieństwie do poprzedniego całkiem realistycznie
traktowany a znowu w swem pojęciu świetnie stosowany do postaci charakteru modela,
przedstawia głowę i górną część piersi młodego porucznika Wojsk Polskich
p. Józefa Grabskiego. Energiczna głowa o silnym dzielnym wyrazie, zwrócona jest w
kierunku trzy czwarte do widza. Wyraziste oczy, ostry o nieco rozwartych nozdrzach nos,
znamionujące siłę i dzielność zacięte usta, charakteryzują wybornie oddaną w
płaskorzeźbie postać, w której realistycznem traktowaniu występują nawet z lekka
odchylone uszy, co wszystko razem nadaje utworowi raczej impresjonistycznie wykonanemu
wiele wdzięku i siły. Szyja i pierś ujęte w kołnierz i część munduru polskiego
porucznika a wszystko razem wynurza się znowu z tła drzewa prawie nieobrobionego, jak
jakaś daleka wizja niedoścignionych wzorów genialnego Rodina.
W obu tych ostatnich utworach por. Juszczyka widać znowu wpływy, jakie na
nim wywarła pierwsza w jego życiu podróż zagranicę, odbyta w ciągu minionego roku z
prof. Jerzym Mycielskim do Niemiec. W Dreźnie i Monachium widział artysta delikatne
płaskorzeźbione portrety hellenistycznego antyku oraz włoskiego quattrocenta, które go
natchnęły do idealizowanej stylizacji portretu nowoczesnego - w Norymberdze zaś
podziwiane silne charakterystyczne popiersia w piaskowcu czy w bronzie, w glinie wypalonej
czy w drzewie kończącego się niemieckiego gotyku a zaczynającego się renesansu,
stały się dlań vvzorem do realistycznego traktowania postaci młodego polskiego
żołnierza.
|
Wśród tej podróży spędził też por. Juszczyk wraz z swym
towarzyszem trzy tygodnie wśród malowniczych, uroczych gór bawarskich w Reichenhall,
otoczonem poszczerbionemi szczytami Alp niemieckich. Portret jego w stroju do połowy
jeszcze mundurowym porucznika ułanów, który obok płaskorzeźb dziś podajemy,
przedstawia go na tle malowniczego jeziora Saalach. Cały czas pobytu swego w górach poświęcił
por. Juszczyk malowaniu krajobrazów olejnych i akwarellowych, szczyty ostro zakończonego
Stauffen i pieniące się fale rzeki Saalach odtwarzał w swych w lot szkicowanych
pejzażach, a w Berchtesgaden udało mu się schwycić nawet w akwarellowym rzucie szkic
słynnego Watzmanna, wyjątkowo chmurą nieprzysłonionego.
W Reichenhall na starym cmentarzu przy wspaniałym romańsko - gotyckim
kościele św. Zenona w zapomnianym, granitową płytą nakrytym grobowcu spoczywa od lat
właśnie pięćdziesięciu - wielki artystu polski, Max Gierymski, który tam chory na
piersi we wrześniu 1874 r w młodym wieku życie zakończył. Cudnie położony ten
grobowiec, wspaniałemi bluszczami otoczony, od lat już blisko piętnastu troskliwą
opieką otacza częsty gość Reichenhallu, prof. Jerzy Mycielski, łożąc co roku pewną
sumę na porządne utrzymanie miejsca wiecznego spoczynku wielkiego malarza.
Por. Juszczyk wśród słonecznych dni lipcowych wymalował grób Maxa
Gierymskiego w olejnym utworze na tle bliskich świerków i piętrzących się gór w
oddali. Niezmiernie wierny prawdą swą utwór ten postanowił ofiarować do krakowskiego
Muzeum Narodowego, gdzie powinien on wszystkim przypominać grobowiec jednego z
największych polskich artystów trzeciej ćwierci minionego wieku, zanim prochy
jego |
nie zostaną
sprowadzone nareszcie do Ojczyzny i złożone w krypcie grobowca Zasłużonych w kościele
św. Stanisława na Skałce obok zwłok Siemiradzkiego i Wyspiańskiego.
Polski Rząd bowiem i polskie społeczeństwo nie powinny ani na chwilę o
tem zapominać, ale pamiętać muszą, że grób Gierymskiego w Reichenhallu jest zapłacony
tylko do r. 1950 i że w razie nie przeniesienia go do Polski aż do tego okresu, zostanie
rozburzony, a szczątki wielkiego malarza wrzucone do wspólnego grobu zapomnianych na
obcej ziemi. Państwowa Rada Sztuki w Warszawie powinna przedewszystkiem ten obowiązek
wziąć na siebie i oby jak najprędzej do skutku go doprowadzić. Zanim to się nie
stanie, obrazek por. Juszczyka przypominać będzie w Muzeum Krakowa, obok niezrównanego
obrazu Maxa Gierymskiego, pełne poezyi i smętku miejsce jego spoczynku. |