"Warto również wspomnieć o "tłustym czwartku" zwanym również combrem
poprzedzajcym niedzielę zapustną. W tym dniu obowiązkowo gospodynie pieką pączki.
/.../ Kiedyś, gdy uprawiano konopie, w zapusty gospodyni powinna była odtańc zwyczajowy
taniec, zwany comber. Gdy się konopie nie udały , była to wina gospodyni, która
"kiepsko hulała" - taki oto fragment dotyczący ostatniego czwartku przed
środą popielcową można przeczytać w książce "W kręgu żegocińśkich baśni,
obyczajów i zwyczajów", wydanej w 1998 roku staraniem Stowarzyszenia Rozwoju Gminy
i Wspierania Przedsiębiorczości w Żegocinie.
W czwartek - 3 lutego 2005 roku - staraniem Koła Gospodyń Wiejskich w
Bytomsku (o ich powstaniu i planach działalności napiszemy wkrótce) - zorganizowana
została w Świetlicy Wiejskiej w Bytomsku impreza w znacznej części nawiązująca do
opisanej wyżej, dawnej tradycji. Na stołach pojawiły się pączki, chrust, najlepsze
wędliny z bytomskich spiżarni i około godziny 18 rozpoczęło się biesiadowanie.
Na początku tego spotkania, w któym uczestniczyli także
zaproszeni goście, Prezes Zarządu SRGiWP w Żegocinie Jan Marcinek jeszcze raz
serdecznie podziękował mieszkańcom Bytomska za wspaniałe przygotowanie "III
Promocji Dziedzictwa Kulturowego Ziemi Żegocińskiej - W Babcinej Izbie".
Najbardziej zaanagażowanym w pracę przy tej imprezie osobom (a było ich ponad 30)
wręczył ufundowane przez Stowarzyszenie dyplomy z podziękowaniami oraz upominki
(wydawnictwa Stowarzyszenia oraz płyty CD z zestawem zdjęć i filmem z imprezy).
Pogratulował także faktu reaktywowania pierwszego w gminie Koła Gospodyń Wiejskich,
któremu przewodzi pani Halina Strączek.
Przez kilka godzin czwartkowego wieczoru uczestnicy tego spotkania
radośnie spędzali czas, śpiewając piosenki biesiadne, częstując się pysznym
jedzeniem i napitkami. Zjedzono - jak nakazuje tradycja - duże ilości pączków
przygotowanych przez bytomskie gospodynie. Wielu uczestników imprezy mówiło z
rozrzewnieniem, że dawniej w świetlicach wiejskich takie spotkania odbywały się
często. Zarząd Stowarzyszenia (Prócz Jana Marcinka reprezentowali go także: Tadeusz
Olszewski oraz Wojciech Wrona) ma nadzieję, że także pozostałe świetlice i
miejscowości włączą się do nurtu przywracania dawnej, świetnej działalności koł
gospodyń wiejskich oraz organizowania w świetlicach imprez typu: andrzejki, zabawy
karnawałowe, a może uda się także reaktywować wiejskie teatry (przykład teatru z
Łąkty Górnej pokazuje, że jest to możliwe). |
Znależliśmy tekst, który opisuje
zapustne, a dokładniej rzecz ujmując tłustoczwartkowe zwyczaje miasta Krakowa.
Zapraszamy do lektury:
"Comber Babski to stara krakowska tradycja,
którą obchodzono w czas ostatkowy. Słowo comber bowiem, pochodzące najprawdopodobniej
z języka niemieckiego, ma dwa znaczenia. W tym drugim znaczeniu combrzyć to tyle samo co
swawolić.
Ostatki, które tradycyjnie rozpoczynały się wraz z
tłustoczwartkowym obżarstwem, szczególnie huczny przebieg miały w Krakowie, głównie
za sprawą niewiast. We wtorek przed środą popielcową zbierały się one przy kościele
Matki Bożej na Piasku (róg ul. Karmelickiej i Garbarskiej) formując niemałą dywizję.
To pospolite ruszenie rekrutowało się głównie z przekupek handlujących warzywami,
które dojrzewały na żyznych glebach Czarnej Wsi, Kawiorów czy Łobzowa. Przekupki te
nazywano w Krakowie po prostu babami. Baby jako się rzekło, przebierały się tego dnia
wymyślnie, strojąc się na wielkie damy. W miejsce atłasów, tiulów i jedwabiów
używały jednak siermiężnych worów, w miejsce koronek - słomy a w miejsce starannie
układanych loków, wplatały sobie we włosy wióry. Po zbiórce, baby ustawiały się w
szyk bojowy i ruszały do Krakowa, w stronę bramy szewskiej. Ów podniosły marsz miał
może niewiele wspólnego z zasadami musztry, ale było co oglądać. Na czele niesiono
wielką słomianą kukłę, wyobrażającąmężczyznę, zwaną combrem. Za tą kukłą
kroczyła ta z przekupek, która w danym roku sprawowała funkcję marszałka. W pierwszej
połowie XIX w. urząd ten aż pięć razy z rzędu przypadł nie znanej z imienia i
nazwiska, ale znanej z przezwiska, niejakiej Mądrej Marynie. Dopiero za Marszałkiem w
spódnicy kroczyła reszta. Trzeba jeszcze dodać, że całe to babskie towarzystwo miało
już nieźle "w czubie", choć godziny były raczej przedpołudniowe. Na
krakowski rynek pochód docierał około południa, biorąc w posiadanie miasto i jego
obywateli. Kraków zamieniał się w Rzeczpospolitą Babską. Niewiasty rozbiegały się
po rynku i po okolicznych ulicach ścigając mężczyzn. Młodzi chłopcy, osobliwie ci,
którzy w mięsopust nie zdołali znaleźć sobie żony, byli zakuwani do olbrzymiej
kłody drewna, którą ku uciesze gawiedzi musieli włóczyć po rynku. Dla ozdoby
wieszano im na szyi wieniec z suchych grochowin. Starsi, stateczni i żonaci, byli
otaczani, zaczepiani (combrzeni jak mawiano), zmuszani do szalonych pląsów i brani do
niewoli. Aby się wykupić musieli, obok niezliczonej ilości całusów, złożyć okup w
brzęczącej monecie. Znany ze skąpstwa, którą to cechę skąpi zwą oszczędnością,
żyjący w XVIII w. profesor krakowskiej akademii Jacek Przybylski, tańcował któregoś
roku kilka godzin. W końcu padł. Baby nie popuściły i zacny profesor musiał dać
okup. Ogólnie rzecz biorąc bawiono się znakomicie. Jeszcze w XIX w. zdarzało się tak,
że kolisko tańczących na rynku stawało się tak wielkie, że trzymając się za ręce
otaczano cały gmach sukiennic. Dziś aż trudno sobie to wyobrazić. Kulminacyjny moment
wydarzenia następował wtedy, gdy na dany przez marszałka (marszałkową) znak, baby
rzucały się na kukłę combra i w mgnieniu oka rozszarpywały go na strzępy. Nie
oznaczało to końca imprezy, która czasem przeciągała się do środy popielcowej.
Comber Babski przetrwał do końca istnienia Rzeczpospolitej
Krakowskiej. W 1846 r. policja austriacka zakazała dalszych obchodów. Trudno się
dziwić władzom konserwatywnej monarchii habsburskiej, że położyły kres tej
feministycznej imprezie. Dziwnym jednak trafem, wiele z tradycji zabronionych przez
zaborcę odrodziło się w dogodniejszych czasach, a Comber Babski nie.
Źródło:
http://www.krakow.pl/miasto/tradycje/?id=comber |