Czesław Blajda "Żegocina dawna i współczesna",
Żegocina 1993
WIGILIA
W obrzędach tych przechowały się resztki dawniejszych
wierzeń z czasów poprzedzających przyjęcie wiary chrześcijańskiej. Wierzono np., że
dzień wigilijny Bożego Narodzenia przepowiada i decyduje o tym co nas czeka w ciągu
przyszłego roku. Dzieci mają być grzeczne i spokojne, by nie dostać bicia w myśl
przysłowia: "Wilija dzieci bija". Dawniej stawiano "podłaźnice" na
oborze by bydło się darzyło, a krzyżyki z gałązek jodły nad drzwiami i oknami na
szczęście w ciągu nowego roku. Gdy na niebie ukazała się pierwsza gwiazdka domownicy
zasiadali do "obiadu wigilijnego", stół zaścielano sianem, zaś podłogę
słomą.
Do wspólnego stołu zapraszano służbę domową i żebraków.
"Obiad" składał się dawniej z nieparzystej liczby potraw, co oznaczało
możliwość przybytku, a z każdej potrawy odkładano łyżkę dla bydła. Po wieczerzy
("obiedzie") gospodarz odwiedzał oborę i sad, a w sadzie prowadził z
drzewami owocowymi monolog "będziesz rodziło czy nie, jak nie, to cię
zetnę", kończył się on wezwaniem "stoisz czy śpisz, Chrystus się rodzi,
stań i ty bo musisz rodzić". Dziewczęta w wieczór wigilijny nadsłuchiwały
głosu psa, bo z której strony zaszczeka, z tej przyjdzie w Święta kawaler. W noc
wigilijną na jeden moment woda zamieniała się w wino, a o północy bydło i zwierzęta
rozmawiały ludzkim głosem itp.
GODY
Od Bożego Narodzenia do
Trzech Króli następowały "Godnie święta" dla służby domowej, która
udawała się do swej rodziny w odwiedziny i na wypoczynek. Goście, przychodząc w Boże
Narodzenie, życzyli domownikom: "Na szczęście, na zdrowie na to Boże Narodzenie
niech się wam tu darzy wszystko stworzenie". Wieczorem w Boże Narodzenie
przychodzili do dziewcząt "podłaźnicy" z poczęstunkiem, obierali choinki z
owoców i ciastek, a która miała bogatszą choinkę to miała więcej
"podłaźników".
NOWY ROK
Wieczorem w Sylwestra chodzili młodzi chłopcy zwani
"nowoleciętami" lub "scodrocorzami". Za oknami wygłaszali orację:
"Przyszliśmy tu po kolędzie, niech wam za przykro nie będzie. A czy będzie, czy
nie będzie sam Pan Jezus chodził po kolędzie - kolędować będziemy!" i śpiewali
kolędę obracając oświetloną gwiazdą z bibuły. Po zaproszeniu do izby chwalili Pana
Boga i mówili: "Piekaliscie tu scodroki powiadali nam, a jak niepiekaliście dajcie
chleba krom, Zapłaci wam sam Pan Jezus i ten święty Jon".
Nowolecięta "wyciapywali kopy" (źdźbła
słomy tkwiące pod powałą od Wigilii i mówili: "Na szczęście, na zdrowie, na
ten nowy rok, niech się wam tu rodzi pszenicka i groch, niech się wam tu rodzi
pszenicka, sazycka (mieszanka pszenicy z żytem), zeby była na drugi rok największa
kuklicka".
Gdy gospodarze ich nie przyjęli i nic im nie dali mówili za
oknami: "Przyleciała sarna, nasrała w żarna, sama gospodyni kukiełki zeżarła,
niech się wam tu rodzi pszenicka jak igły, sazycka jak szpilki, bo tu nie dostanie
kukiełki nigdy".
KOLĘDA
Po Nowym
Roku chodzili dorośli kolędnicy z turoniem i żydem, Herody z żołnierzem, śmiercią i
diabłem oraz młodsi kolędnicy z szopką. Kolędnicy z Herodem organizowali ciekawe
przedstawienia, a po nim odbywała się zabawa taneczna. W okresie międzywojennym
proboszcz w Żegocinie zakazał chodzenia i przyjmowania kolędników oraz organizowania
zabaw.
Od Nowego Roku do końca stycznia chodzą po kolędzie ksiądz z
organistą i kościelny. Dawniej po wyjściu księdza panny na wydaniu starały się
pierwsze usiąść na stołku, na którym siedział ksiądz by wyjść w tym roku za
mąż. |
W kręgu żegocińskich baśni, obyczajów i zwyczajów,
Żegocina 1998
Boże Narodzenie i gody
W Boże Narodzenie nie gotowano obiadu, bo podgrzewano potrawy
pozostałe z wigilii i raczono się plackami. Były to przeważnie drożdżowe kołacze z
mniejszą lub większą ilością sera i ciasta drożdżowego bez żadnych dodatków
(czasem z rodzynkami) tzw. buchty. Boże Narodzenie było świętem rodzinnym, w którym
nie składano wizyt. Nie wolno też było zamiatać podłogi czy klepiska, by nie
"wymieść" domowego bogactwa. Dopiero dzień św. Szczepana był dniem
odwiedzin i wesołości. Do zamiecionych izb przychodzili goście, składali życzenia,
czasami przynosili z sobą opłatek, gościli się i śpiewali.
W kościele na sumie odbywało się święcenie owsa,
który po przyniesieniu do domu dawano koniom, by nie chorowały. Swawolni chłopcy
posypywali owsem, a nieraz plewami dziewczęta jeszcze w czasie nabożeństwa, a one też
nie pozostawały im dłużne. Gospodarz wracając z sumy do domu chwalił Pana Boga, a
potem trzykrotnie posypywał izbę i domowników mówiąc: "Uciekaj stąd stary
diable z ostem, bo tu idzie św. Szczepan z owsem". Następnie po dosypaniu
święconego owsa koniom do obroku chował resztę, by ją dodać do wiosennego siewu, aby
się udał i nie był zachwaszczony.
Kolędnicy
Od Bożego Narodzenia przygotowywano się do "chodzenia po
kolędzie". Chodzili głównie chłopcy. Niektórzy zaczynali już od Bożego
Narodzenia. Główne nasilenie kolędników czyli tzw. "nowoleciąt" było w
wigilię Nowego Roku czyli w Sylwestra. Chodziły całe grupy kolędnicze z gwiazdą,
turoniem, szopką. Niektórzy przygotowywali jasełka, w których grali liczni aktorzy.
Przygotowanie jasełek było pracochłonne i należało ćwiczenia rozpocząć odpowiednio
wcześnie. Zwykle zaczynano już w listopadzie. Często pracą kierowali nauczyciele, oni
też pomagali szyć kostiumy i dekoracje.
Zakończenie
starego roku i powitanie nowego
Na zakończenie starego roku mieszkańcy brali udział w
nabożeństwie dziękczynnym. W czasie uroczystych nieszporów dziękowano Bogu za
wszystkie otrzymane łaski i proszono o błogosławieństwo na cały Nowy Rok.
Administrujący parafią ksiądz proboszcz dokonywał podsumowania mijającego roku z
podaniem ważniejszych wydarzeń, zakończonych prac, stanu liczbowego mieszkańców,
narodzin, zgonów, chrztów i zawieranych małżeństw. Po nabożeństwie wszyscy
spieszyli się do domów, a szczególnie młodzież i dzieci, bo zaraz wyruszały grupy
kolędnicze. Najwięcej przychodziło kolędników z gwiazdą. Ruchomą gwiazdę osadzoną
na osi niósł jeden chłopiec. W środku osi była świecąca się świeczka. Zwyczaj
chodzenia z gwiazdą, z turoniem, z szopką przetrwał do czasów obecnych, z tym, że
dzisiaj nie ma już świeczki. Osiągnięcia techniczne pozwoliły na nowe rozwiązania.
Rodziny czekały na "nowolecięta", bo od ilości
grup kolędniczych zależała pomyślność w Nowym Roku. Kolędnicy podchodzili pod okna
i uderzając owsem o szyby lub tylko jedliczką składali życzenia:
"Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy Rok,
Aby was nie bolata głowa ani bok.
Aby wam się rodziła i kopiła
Pszenica ijarzyca, żytko i wszystko,
Abyście mieli w każdym kątku po dzieciątku,
W stodole, na polu, w oborze Co daj Panie Boże"
lub
"Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy Rok,
żeby się Wam rodziła kapusta i groch.
W każdym kątku po dzieciątku,
A na piecu troje,
Które będzie najładniejsze
To będzie moje".
W obecnych czasach kolędnicy mówią tylko:
"Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy Rok", a następnie śpiewają kolędy.
Niestety znają ich mało, powtarzają się ciągle te same i najwyżej po 2-3 zwrotki.
Kiedyś prezentowali różnorodne, przeważały humorystyczne pastorałki. Głosy też
były bardziej wyćwiczone, bo w domach często śpiewano, a nie tylko słuchano.
Młodociani kolędnicy dostawali od gospodyni tzw.
"scodroki" czyli małe kołaczyki specjalnie pieczone na tę okazję. Dzisiaj
obdarza się kolędników pieniędzmi.Jeśli po kolędzie przychodzili starsi, a w domu
były dorastające panny, to gospodarze zapraszali do wnętrza i częstowali. Gdy znalazł
się w grupie posiadacz akordeonu, to spotkanie kończyło się tańcami.
Za otrzymany poczęstunek kolędnicy dziękowali:
"Za kolędę dziękujemy, zdrowia, szczęścia winszujemy,
Bądźcie państwo szczęśliwymi także błogosławionymi na ten Nowy Rok!"
lub: "Byście państwo zdrowi byli zamiast wody winko pili na ten Nowy
Rok!"
W Rozdzielu jeszcze do tej pory chodzą kolędnicy od
domu do domu nie opuszczając ludzi w zaawansowanym wieku. Wszędzie są mile witani, a
szczególnie u p. Bobowskich.
Przy pożegnaniu śpiewają gospodarzowi:
"Niech gospodarz wesół będzie, że nas przyjął po kolędzie".
a gospodyni:
"A gosposi jeszcze cosik, niech na jarmark jaj nie nosi".
Zdarzali się także tacy gospodarze, którzy bojąc się straty,
nie przyjmowali kolędników. Otrzymywali za to od nich stosowne, czasem niewybredne
podziękowanie w rodzaju:
"Wiwat, wiwat już idziemy,
Za kolędę dziękujemy.
Będziemy wnet ogłaszali,
Że tu skąpcy nic nie dali.
Hej kolęda! Hej kolęda!"
Bywały jednak o wiele ostrzejsze "podziękowania", które
gospodarze musieli jakoś przełknąć. Śmiano się też z ich skąpstwa, co zwykle
pomagało i na następny rok przyjmowali już kolędników.
Z szopką kolędnicy chodzili nawet do 2.11 czyli do Matki Bożej
Gromnicznej. W tym dniu rozbierano też choinkę. Jeśli było w domu mało miejsca lub
igły się z niej obsypywały czyniono to już w Trzech Króli (6 stycznia). Obecnie w
trosce o ochronę lasów stosuje się choinki z tworzywa.
Jeszcze w okresie międzywojennym w gospodarstwach
zatrudniających służbę (parobków lub dziewczyny do pomocy), gospodynie piekły
kołacze i wręczały je pomagającym, by odnieśli do domów rodzinnych jako tzw.
"nowe latko" wraz z roczną "zasługą" czyli należnością za
przepracowany okres. Udający się do domów otrzymawszy też z tytułu kilka dni urlopu.
Trzech Króli
[6.1]
W tym dniu winno się w zasadzie święcić dary,
które przynieśli Trzej Królowie Jezusowi do szopki (mirra, kadzidło i złoto). W
naszych kościołach święci się kadzidło i kredę. Po powrocie do domu nad drzwiami
gospodarz kreśli znaki K+M+B. Mają one strzec domostwo od wszelkiego zła przez cały
rok. Poświęconą kredą zataczano też krąg, by szatan nie miał do człowieka
dostępu. W święto Trzech Króli chodzą od domu do domu chłopcy stosownie przebrani i
śpiewają kolędy związane z tym dniem, jak: "Mędrcy świata monarchowie, gdzie
spiesznie dążycie".
Matka Boża
Gromniczna [2. luty]
W tym dniu święci się gromnice, które później daję
się do dłoni osobom opuszczającym ten świat, by Matka Boża była przy nich aż do
ostatniego tchnienia i zapewniła im szczęśliwą wieczność. Światło gromnicy w wielu
domach płonie w czasie wyładowań elektrycznych, a ich mieszkańcy wierzą, że Matka
Boża ustrzeże ich od wszelkiego zła.
Dawniej po powrocie z kościoła do domu w
Gromniczną zapalano świecę i płomykiem zataczano krzyż na suficie izby. Obecnie nie
przestrzega się już tego zwyczaju, bo starsi odeszli w drogę, z której się nie wraca,
z młodzi nie wiedzą lub nie pamiętają. Kiedyś gromnica bywała obowiązkowo wykonana
z wosku i po zapaleniu pięknie pachniała. Już sam zapach miał właściwości
lecznicze. Dzisiaj świec woskowych nikt już nie produkuje, a to ogromna szkoda. Z Matką
Bożą Gromniczną związana jest też legenda opowiadająca o tym, jak to Święta
Panienka odpędzała światłem gromnicy wilki od siedzib ludzkich. Jeszcze dzisiaj można
spotkać obrazy przedstawiające Matkę Bożą z gromnicą w ręku wśród przerażonych
wilków.
|