APEL W ROCZNICĘ WPROWADZENIA STANU WOJENNEGO

W apelu uczestniczyła cała społeczność Publicznej Szkoły Podstawowej w Żegocinie.

     Publiczna Szkoła Podstawowa w Żegocinie była chyba jedyną w okolicy placówką oświatową, która okolicznościowym apelem przypomniała tragiczne wydarzenia związane z wprowadzeniem w Polsce 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego. Ceremonię rocznicowych obchodów rozpoczęło wprowadzenie szkolnego pocztu sztandarowego oraz odśpiewanie hymnu państwowego. Uczniowie i nauczyciele, zebrani 15 grudnia 2003 roku w auli Zespołu Szkół w Żegocinie, wysłuchali Dyrektora PSP w Żegocinie mgr Jana Adamskiego, który naświetlił genezę wprowadzenia stanu wojennego, a następnie przybliżył jego przebieg, ukazując najbardziej tragiczne wydarzenia tamtego okresu: śmierć górników w kopalni "Wujek", zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszko. - 13 grudnia jest datą, która niechlubnie zapisała się w naszej historii, ale musimy ją zapamietać i przekazywać z pokolenia na pokolenie. Będziemy ją przypominać nie po to, aby "Solidarność" chełpiła się swoim zwycięstwem, ale po to, aby potomni wyciągali wnioski, że są sytuacje nawet bardzo tragiczne i trudne, ale trzeba je rozwiązywać negocjacjami, a nie siłą.  Historycy mówią: kto nie zna swojej przeszłości, ten nie jest godny teraźniejszej przyszłości. Dlatego też my, czujemy się w obowiązku tą historię przekazywać wam, abyście i wy kiedyś umieli wyciągać wnioski. Myślę, że dzisiejsza lekcja historii poszerzy wam wiadomości z historii współczesnej i będzie to owocowało w waszej nauce - mówił dyrektor do uczniów zgromadzonych w auli.
    Potem uczennice, przygotowane do występu przez nauczyciela mgr Jana Furtaka, zaprezentowały montaż słowno-muzyczny, w którym wykorzystano m. in. autentyczne nagrania radiowe, w tym przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego oraz piosenki barda "Solidarności" Jacka Kaczmarskiego. - Gromadzimy się dziś na apelu, aby oddać hołd wszystkim ofiarom represji  stanu wojennego - mówiły uczennice, dla których wprowadzenie stanu wojennego jest wydarzeniem, którego nie pamiętają, którego uczą się z podręczników. Mogą także posłuchać wspomnień świadków tamtych wydarzeń, swoich rodziców. Rodzi się tylko pytanie, czy rodzice rozmawiają w swoich domach z dziećmi o tamtym tragicznym wydarzeniu. Jeśli nie, to może skłoni ich do tego informacja o dzisiejszym apelu.

Dyrektor szkoły mgr Jan Adamski przypomniał wydarzenia sprzed 22 lat. Uczniowie zaprezentowali okolicznościowy montaż słowno-muzyczny.
    Przypomnijmy:

      W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. władze PRL wprowadziły stan wojenny. Trwał do lipca 1983 r. Według sejmowej komisji nadzwyczajnej z lat 1989-1991, zginęło prawie dziewięćdziesiąt osób. Niewielu przedstawicieli władz PRL osądzono za przestępstwa z okresu stanu wojennego. Do dziś trwa kilka procesów. W 1992 r. Sejm uznał, że stan wojenny był nielegalny. W 1996 r. Sejm, głosami SLD i PSL, umorzył postępowanie wobec ludzi odpowiedzialnych za jego wprowadzenie. Nie zgodził się, by Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak oraz inni członkowie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i Rady Państwa odpowiadali przed Trybunałem Stanu.
     W lipcu 1996 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił byłego szefa MSW Czesława Kiszczaka, oskarżonego o wydanie szyfrogramu, w którym - jako szef MSW - przekazał dowódcom oddziałów MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni palnej. Według prokuratury, przyczynił się tym do śmierci 9 górników z kopalni "Wujek" i zranienia 25 z "Manifestu Lipcowego". Sąd Apelacyjny uchylił to uniewinnienie; sprawa ponownie ruszyła w maju 2001 r.


       Wprowadzony /.../ w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., stan wojenny był najwiekszą operacją wojskowo-policyjną w powojennej Polsce. Do walki z "Solidarnością", zagrażającą monopolistycznym rządom partii komunistycznej, jej ówczesny przywódca gen. Wojciech Jaruzelski rzucił 30 tys. milicjantów i 70 tys. żołnierzy, wyposażonych w kilka tysięcy czołgów, transporterów opancerzonych i wozów bojowych. Ostateczną decyzję o rozpoczęciu akcji Jaruzelski podjął wczesnym popołudniem 12 grudnia, ale poprzedziły ją trwające ponad rok przygotowania organizacyjne i socjotechniczne.
      16 sierpnia 1980 r., w dniu, kiedy w objętej strajkiem Stoczni Gdańskiej im. Lenina powołano do życia Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, w gmachu MSW przy ul. Rakowieckiej w Warszawie rozpoczął pracę Sztab Operacji "Lato ?80", na którego czele stanął wiceminister, gen. Bogusław Stachura. Zadaniem tego zespołu było, m.in., przygotowanie pacyfikacji strajków w Trójmieście i innych rejonach Polski, a także aktywne przeciwdziałanie rozszerzaniu się fali protestów.  
      Jak wiadomo, do użycia siły w sierpniu nie doszło. Większość członków kierownictwa PZPR uznała bowiem, że - abstrahując już od nieuchronnych strat w ludziach i związanych z tym ogromnych kosztów politycznych (przykład rewolty grudniowej 1970 r. był tu nader wymowny) - wynik tego rodzaju operacji nie jest oczywisty. "Mówiono tu - stwierdził 29 sierpnia 1980 r. na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR gen. Jaruzelski - o ogłoszeniu stanu wyjątkowego - tego nie przewiduje nasza konstytucja. Jest tylko stan wojenny, ale też wprowadzić go nie można, bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj. To nierealne. Trzeba unikać wydawania zarządzeń, które nie mogą być wyegzekwowane".
      Większość członków Biura Politycznego podzieliła zdanie generała i zamiast rozważanego w MSW desantu funkcjonariuszy ZOMO, w Stoczni Gdańskiej zjawił się wicepremier Mieczysław Jagielski, który podpisał porozumienie z robotnikami. Na jego podstawie we wrześniu rozpoczęto tworzenie NSZZ "Solidarność", jednak ani w MSW, ani też w MON nie zaprzestano prac nad doprowadzeniem do sytuacji, w której możliwe stałoby się "wyegzekwowanie rygorów" stanu wojennego.
      W październiku 1980 r., kiedy cała Polska żyła tzw. kryzysem rejestracyjnym, związanym z żądaniem władz, by do statutu "Solidarności" włączono konstytucyjny zapis o przewodniej roli PZPR, w MSW i Sztabie Generalnym LWP przystąpiono do planowania stanu "W", czyli wojennego. W ramach działań planistycznych opracowano listy osób przewidzianych do internowania, z których najstarsza nosiła datę 28 października 1980 r. i obejmowała blisko 13 tys. ludzi.
      Później wykazy te były jeszcze wielokrotnie aktualizowane i zdarzało się, że pewni ludzie - nie mając rzecz jasna o tym pojęcia - w ciągu kolejnych kilkunastu miesięcy byli po kilka razy skreślani i przywracani przez funkcjonariuszy SB na listach kandydatów do zatrzymania. Ostatecznie po wprowadzeniu stanu wojennego internowano 10 tys. osób. Inna przygotowywana równolegle operacja, oznaczona kryptonimem "Malwa", dotyczyła blokady komunikacji i telekomunikacji.
      12 listopada, dwa dni po rejestracji "Solidarności", gen. Jaruzelski poinformował na posiedzeniu Komitetu Obrony Kraju, że został przygotowany "zestaw niezbędnych aktów prawnych dotyczących stanu wojennego". Nie oznaczało to jednak pełnej gotowości do wprowadzenia stanu "W", choć przedstawiciele władz nie mieli wątpliwości co do jego nieuchronności. "Wcześniej czy później musi dojść do konfrontacji, jest ona nieuchronna. Chcemy, abyśmy to my ustalali jej czas. Będziemy musieli użyć środków politycznych i administracyjnych. Przez środki administracyjne rozumiem aresztowania. Do walki na ulicy zostało wyćwiczonych 30 tysięcy ludzi" - mówił 20 listopada do przywódcy NRD Ericha Honeckera członek Biura Politycznego KC PZPR Stefan Olszowski.
      Przygotowania prowadzone w MON i MSW, o których na bieżąco informowano przywódców krajów bloku radzieckiego, nie zadowalały ani Berlina, ani - co było wówczas najważniejsze - Moskwy. Leonid Breżniew oraz przywódcy pozostałych krajów tzw. demokracji ludowej (w tym zwłaszcza Erich Honecker i Gustaw Husak) nie kryli niezadowolenia z faktu "niezdecydowanej" polityki władz PRL wobec "sił kontrrewolucyjnych".
      W pierwszych dniach grudnia odbyła się w Moskwie narada przywódców państw Układu Warszawskiego, podczas której ówczesny I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania został ostro skrytykowany przez swoich odpowiedników. Naradzie towarzyszyła mobilizacja kilku dywizji wojsk ZSRR, NRD i Czechosłowacji, które "oficjalnie - pod pretekstem ćwiczeń "Sojuz ?80" - wkroczyć miały na terytorium Polski.
      Do dziś historycy nie są zgodni, czy był to jedynie blef, służący wywarciu presji na Polaków i przetestowaniu reakcji Zachodu, czy też wstęp do interwencji wojskowej na wzór tej, która nastąpiła w 1968 r. w Czechosłowacji. Nie wiadomo też, jeśli przyjąć, że inwazja była istotnie przygotowywana, co ostatecznie powstrzymało Rosjan od tego kroku: list prezydenta USA Jimmy Cartera do Breżniewa, obawa przed zaangażowaniem w "drugi Afganistan", czy też może - jeśli wierzyć wspomnieniom Kani - argumenty polskiej delegacji, że samodzielnie rozwiąże problem "kontrrewolucji".
      Problem realności zagrożenia interwencją Układu Warszawskiego pozostaje sprawą otwartą, natomiast nie ulega wątpliwości, że po naradzie moskiewskiej władze PRL zintensyfikowały działania, mające na celu osłabienie poparcia społecznego dla "Solidarności", bez czego operacja wprowadzenia stanu wojennego mogła się nie udać.
        W opublikowanym właśnie przez Instytut Pamięci Narodowej tomie "Stan wojenny w dokumentach władz PRL 1980-1983" znajduje się dokument opracowany w drugiej połowie grudnia 1980 r. we wciąż działającym sztabie operacji "Lato ?80". Oceniano w nim, że "na obecnym etapie niewskazanym byłoby podjęcie generalnego i zmasowanego uderzenia ze strony władz, gdyż mogłoby zrodzić to trudne do przewidzenia konsekwencje, łącznie ze strajkiem generalnym wnoszącym element konfrontacji władze-społeczeństwo i zasadniczą trudność opanowania tej sytuacji własnymi siłami".
       Dlatego zalecano zastosowanie taktyki "odcinkowych konfrontacji", którą definiowano w następujący sposób: "Nasze uderzenia na siły antysocjalistyczne powinny mieć charakter działań selektywnych, odpowiednio przygotowanych, poprzedzonych analizą możliwości osiągania efektów i ukierunkowanych na wytypowane zjawiska, ośrodki i ludzi".
       W praktyce ten plan, napisany w charakterystycznym dla funkcjonariuszy MSW pokrętnym stylu, oznaczał prowokowanie lokalnych konfliktów za pomocą starannie wybranych pretekstów. Takich, które pozwalały na kompromitowanie wybranych działaczy związku lub przerzucanie odpowiedzialności na związek jako całość. Towarzyszyły temu zmasowane działania o charakterze propagandowym, mające na celu przedstawienie "Solidarności" w roli organizacji anarchizującej życie kraju.
      Na naradzie kierownictwa MSW w styczniu 1981 r., w której uczestniczył Kania, wiceminister gen. Władysław Pożoga wprost mówił o konieczności "powołania w resorcie grupy piszących dziennikarzy, którzy przygotowywaliby materiały demaskująco-profilaktyczne. Można by także wykorzystywać te materiały do inspiracji dziennikarzy zagranicznych".
      Taktyka "odcinkowych konfrontacji" była realizowana przez cały 1981 r. w sposób niezwykle konsekwentny. Zachowało się sprawozdanie z narady kierownictwa MSW w październiku 1981 r., podczas której gen. Czesław Kiszczak podkreślał konieczność nieustannego "wpuszczania przeciwnika w maliny", "stawiania wroga w kompromitującym położeniu", a także zalecał swoim podwładnym "utrzymywanie atmosfery napięcia" i "podgrzewanie nastrojów, gdyż kolejne strajki mogą dać pretekst do wprowadzenia stanu wojennego". Jednym z najbardziej znanych przykładów wykonywania tego rodzaju poleceń stało się nagłośnienie przez oficjalne media przebiegu obrad kierownictwa "Solidarności" w Radomiu 3 grudnia 1981 r., które nagrał przewodniczący jednego z zarządów regionu, będący równocześnie tajnym współpracownikiem SB.
      Ta swego rodzaju "wojna podjazdowa", jaką władze wypowiedziały "Solidarności", przyniosła w drugiej połowie 1981 r. wymierne efekty. Z poufnych badań socjologicznych wynikało, że od września do listopada 1981 r. poparcie społeczne dla "Solidarności" stopniało z poziomu 74 proc. do 58 proc. W tym samym czasie wyraźnie zaznaczył się wzrost zaufania do rządu z poziomu 30 do 51 proc. Po ponad roku wytężonych działań o charakterze socjotechnicznym oraz destrukcyjnej aktywności setek agentów SB rozlokowanych w centralnych, regionalnych i zakładowych strukturach "Solidarności", nadszedł w końcu moment, w którym realne stało się "wyegzekwowanie rygorów stanu wojennego".
      W ramach przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego 26 października 1981 r. rozpoczęły działalność wojskowe Terenowe Grupy Operacyjne. Powołane formalnie do walki z marnotrawstwem, niegospodarnością i korupcją (tzw. akcja Porządek), prowadziły faktycznie rozpoznanie terenu, na którym już wkrótce miały podjąć działania w ramach stanu wojennego. Akcją tą objęto 90 miast oraz około dwu tysiący gmin na terenie kraju.
      Nie zapomniano też o działaniach maskujących. Odbyte w dniach 27-28 listopada VI Plenum KC zobowiązało Klub Poselski PZPR do wystąpienia w Sejmie z projektem uchwały "O nadzwyczajnych środkach działania w interesie ochrony obywateli i państwa". Projekt ten zakładał możliwość udzielenia rządowi szerokich pełnomocnictw, dających m.in. prawo znacznego ograniczenia swobód obywatelskich. Wywołało to zaniepokojenie wśród działaczy "Solidarności", w rzeczywistości jednak okazało się dezinformacją, mającą utwierdzić kierownictwo związku w przekonaniu, że władze nie zdecydują się na wprowadzenie stanu wojennego w oparciu o obowiązujące wówczas przepisy prawne.
      Swego rodzaju próba generalna stanu wojennego nastąpiła 2 grudnia, kiedy to oddziały ZOMO, wspierane z powietrza przez milicyjną grupę desantową, spacyfikowały trwający od 25 listopada strajk studentów - podchorążych Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa w Warszawie, protestujących przeciwko odebraniu ich uczelni (podległej MSW) statusu instytucji cywilnej i przekształceniu jej w placówkę o charakterze wojskowym.
      Tego samego dnia we wszystkich jednostkach MSW ogłoszono stan podwyższonej gotowości, a pięć dni później nakazano kilkunastu komendantom wojewódzkim MO zmobilizowanie rezerwistów "rokujących pewność wykonania wszystkich powierzonych im zadań oraz reprezentujących należytą postawę moralno-polityczną".
      Planując operację "W", której ostatecznie nadano kryptonim "Synchronizacja" (większość haseł została zmieniona w listopadzie, po ucieczce za granicę płk. Ryszarda Kuklińskiego), w MSW pomyślano też o "zabezpieczeniu tyłów", czyli zapewnieniu ochrony rodzinom funkcjonariuszy aparatu władzy. Zorganizowano dla nich system samoobrony w miejscu zamieszkania, przewidywano też możliwość rozśrodkowania rodzin funkcjonariuszy oraz resortowych emerytów i rencistów.
      Równolegle tworzono oddziały samoobrony, złożone z aktywistów partyjnych, "których życie lub zdrowie przy niekorzystnym rozwoju wydarzeń może być zagrożone ze strony elementów wrogich". Na ich potrzeby przygotowano 49 tys. egzemplarzy broni palnej i 7 mln sztuk amunicji. Na tle tych liczb mityczne "bojówki Solidarności", o których głośno było w propagandzie władz po wprowadzeniu stanu wojennego, rysują się nader mizernie.
       Na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR, 5 grudnia 1981 r., udzielono gen. Jaruzelskiemu pełnomocnictwa do wprowadzenia stanu wojennego w wybranym przez niego momencie. Przygotowania zostały zapięte na ostatni guzik. "Przysłowiowa kropka nad i - wspominał gen. Czesław Kiszczak - została postawiona przez generała armii Wojciecha Jaruzelskiego w rozmowie ze mną, 12 grudnia 1981 roku, około godziny 14.20. Jak mi wiadomo, podobna rozmowa odbyła się z generałem broni Florianem Siwickim. Chodziło o ostateczne przygotowanie do rozpoczęcia działań. W kilka minut po mojej rozmowie z generałem W. Jaruzelskim zakodowany sygnał przekazano ówczesnym komendantom wojewódzkim MO, którym pozostało niewiele czasu na zgrupowanie sił i środków oraz na postawienie właściwym przełożonym niższego szczebla szczegółowych zadań. Wszystkie działania prowadziliśmy przy ścisłej koordynacji i w uzgodnieniu z kierownictwem MON".
      Milicja i wojsko ruszyły do akcji, ale wciąż nie było jeszcze formalnej, zgodnej z obowiązującym prawem, decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Trwała właśnie sesja Sejmu, podczas której tylko ten organ władny był podjąć stosowne postanowienia. Przedstawienie tego rodzaju propozycji parlamentowi nie wchodziło jednak w grę, z oczywistych względów. W tej sytuacji zdecydowano się na zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Rady Państwa, która mogła podjąć decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego jedynie w przerwach między sesjami Sejmu.
      Zebranie Rady Państwa rozpoczęło się o godzinie pierwszej w nocy 13 grudnia, kiedy od dwóch godzin specjalne grupy SB i MO zatrzymywały działaczy "Solidarności" w oparciu o dekrety, które dopiero miały być zatwierdzone. Członkowie Rady Państwa nie sprawili jednak zawodu przybyłym na posiedzenie generałom i, z wyjątkiem Ryszarda Reiffa, poparli decyzję o proklamowaniu stanu wojennego. Rozpoczęła się noc generała.

Tekst pochodzi z "Dziennika Polskiego" 13.12.2001

[wstecz]