KULIG - STAROPOLSKA UCIECHA

Kulig dawniej - obraz Kulig - dzisiaj.
Kulig - dawniej. Kulig dziś.

      "Kulig jedzie, zje, popije i pojedzie" - tak niegdyś określano ulubioną zabawę zapustną szlachty. Z czym nam dzisiaj kojarzy się kulig? Jeśli w ogóle doczekamy śniegu, musimy, bagatelka, znaleźć sanie i konia. Częsty obrazek współczesny to saneczki na lince za pykającą rurą wydechową, ognisko i pieczone kiełbaski

      Ongiś kulig był nieodłączną częścią karnawału, choć rozpowszechnioną jedynie wśród "lepiej urodzonych". Staroszlachecki kulig był zabawą, która niejednego biedniejszego pana brata mogła puścić z torbami. W czasach stanisławowskich powiadano, że kulig "jeszcze od Popiela - ma cel zalać każdemu gardziela". Bo też pito bez umiaru, obżerano się nieprzystojnie, a hulanki trwały do rana.

       Początkiem kuligu było skrzyknięcie się paru sąsiadów. Pakował jeden z drugim na sanie małżonki i całą rodziną i ruszano objeżdżać sąsiadów. Były to wizyty niezapowiedziane i wielce wyczerpujące odwiedzanych, ale biada takiemu, który źle przyjął i poskąpił gościom! Ksiądz Kitowicz, baczny obserwator czasów saskich, któremu zawdzięczamy opisy ówczesnego życia, zanotował: "Gdy już wyżarli i wypili wszystko co było, brali owego nieboraka z sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobneż pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej aż póki w kolej do tych, którzy zaczęli kulig, nie doszli".

      Tak było u drobniejszej szlachty. Znaczniejsi zaczynali kulig, wysyłając krągło zakończoną laskę zwaną "kulig". Gdy wszyscy przybyli na miejsce zbiórki, wybierano starostę kuligu. Powszechnym zwyczajem było przebieranie się. Panowie przeistaczali się w chłopów, Żydów, Cyganów, młynarzy, księży, a zdarzała się i przebrana "młoda para" ze świadkami.
       Ważne było odgrywanie roli przybranej przez siebie postaci. Szczególnie często imitowano wesela wiejskie, parodiując chłopstwo i ich obyczaje. Na tych festiwalach picia, obżarstwa i wesołej zabawy nie brakowało prawdziwych bójek. Bito się z prawdziwych i z imaginowanych powodów. Brać szlachecka brała się za łby, szły w ruch szable, czasem lała się krew... Guzów i siniaków nikt nie liczył.
     Do kuligów przebierali się ludzie, przebierano też konie. Czasem nakładano im pióropusze albo farbowano na różne kolory ich grzywy. Zaprzęgi bywały trzy-, cztero- lub sześciokonne. Za najbardziej klasyczną uważano "szpicę", to jest cztery konie idące jeden za drugim.
       Zachował się opis bodajże najsłynniejszego kuligu w naszej historii. 20 stycznia 1695 r. kawalkada złożona z jazdy tatarskiej, stu sań wyłożonych futrami soboli, niedźwiedzi i lampartów /!/, dziesięcioma kapelami /włącznie z cymbalistami żydowskimi/ oraz oddziałem dragonów zajeżdżała do pałaców Radziwiłłów, Potockich, Sapiehów i Lubomirskich, by wspólnie już odwiedzić w Wilanowie króla Jana III i Marysieńkę.

[wstecz]