PAMIĘĆ O KATASTROFIE LOTNICZEJ

Symboliczny grobowiec ofiar katastrofy lotniczej w Rozdzielu.                                                           O to drzewo rozbił się samolot - informuje Stefan Ptaszek.

      W końcu listopada mija pół roku od daty tragicznej katastrofy awionetki, która rozbiła się na górze Łopusze w Rozdzielu Dolnym. Zginęło tu wtedy 4 osoby:  jedna Polka i trzech Niemców. Niedługo po katastrofie goprowcy, którzy wtedy prowadzili tu poszukiwania zaginionego samolotu, postawili przy drodze, przebiegającej jakies 30 metrów na południe od miejsca rozbicia się samolotu kamienny kopiec, w którym umieścili drewniany krzyż. 
     Stefan Ptaszek - mieszkający w pobliżu miejsca katastrofy strażak, który w tamten tragiczny wieczór wspólnie ze Stanisławem Szewczykiem odnalazł wrak i uczestniczył w poszukiwaniach ofiar wypadku, często zagląda w to miejsce. Jakieś dwa tygodnie po katastrofie postanowił wspólnie z kolegami ze straży wybudować w lesie symboliczny grób. Skłoniła ich do tego rozmowa z mamą Polki, która zginęła w tym wypadku i z narzeczonym tragicznie zmarłej pasażerki awionetki. Przyjeżdżają tu często i zamawiają msze w intencji ofiar, które są odprawiane w rozdzielskim kościółku, który pan Stefan, jako jeden z miejscowych cieśli, stawiał.
    - Ponieważ to las państwowy, więc zwróciłem się do Wójta Żegociny Błoniarza z prośbą, aby uzyskał zgodę w Nadleśnictwie na wybudowanie tu symbolicznego grobu - opowiada mi pan Stefan, gdy w pięknie jesienne, listopadowe popołudnie idziemy na miejsce katastrofy. Po około 15 minutowym marszu docieramy do tzw. drogi kościelnej, która prowadzi ze stoków Łopusza do Żegociny. Przystajemy na chwilę przed krzyżem. Pan Stefan zapala znicz, który zgasł niedługo po tym, jak postawili go tu uczestnicy 5. Rajdu "Szlakiem cmentarzy I wojny światowej okolic Żegociny", którzy 9 listopada 2002 roku wędrowali starą droga kościelną (niebieskim szlakiem) z Żegociny na cmentarz wojenny w Kamionce Małej.

   Usiłujemy odczytać na krzyżu datę jego postawienia, ale jej nie znajdujemy. Z przodu krzyża widnieje jedynie napis: "29.V.2002 Katastrofa lotnicza". Schodzimy stromym zboczem jakieś 30 metrów w dół. Wyraźnie widać wydeptaną ścieżkę. Widocznie miejsce to odwiedza sporo osób. Wkrótce dochodzimy do symbolicznego grobu jaki postawił pan Stefan i jego koledzy ze straży: Stanisław Szewczyk, Mieczysław Klimek, Czesław Szewczyk, Marek Paruch i Józef Szewczyk. Pomagał im też,  zmarły niedawno Józef Pławecki.
  - Najpierw z desek zrobiłem u siebie w domu sztachety, zbiliśmy ze świeżego drzewa brzozowego krzyż i koniem przewieźliśmy przygotowane elementy na miejsce katastrofy. Koledzy nazbierali w okolicy kamieni, zwieźli je taczkami, usypaliśmy kamienny kopiec, umocowalismy krzyż - relacjonuje pan Stefan.

      Robimy niewielkie porządki porządkując wypalone znicze. Widać troskę o ten symboliczny grób ofiar katastrofy awionetki. Na krzyżu zwisa wieniec, na pobliskich drzewach ktoś zawiesił krzyże, poprzybijał do pnia krzyżyki i medaliki, sztuczne kwiaty, święte obrazki, a nawet różaniec.  Pan Stefan myślał o postawieniu tam metalowego krzyża, ale uznał, że nie pasowałby do tego terenu. Marzy mu się natomiast, aby umieścić tu jeszcze jakąś tablicę, wyjaśniającą przechodzącym tędy turystom, co się tu stało. Liczy też na to, że może pomoże mu w tym firma, której pracownikami były ofiary tej katastrofy.

     Wracamy do domu pana Stefana, wciąż rozmawiając o tamtej tragedii. Jako strażak i jako mieszkaniec Rozdziela nie może się on pogodzić z tym, że są ludzie, którzy słyszeli warkot lecącego i potem huk spadającego około godziny 11.30 samolotu i nie zainteresowali się tym, co się stało. Kolejna jego refleksja dotyczy samych strażaków. Oni bez wahania poszli na poszukiwania. Ale niestety nie byli i nadal nie są wyposażeni w sprzęt, który umożliwiałby prowadzenie akcji poszukiwawczych. Przede wszystkim dokuczył im wtedy brak nieprzemakalnych ubrań i odpowiedniego sprzętu oświetlającego. W ciemnościach, we mgle nie mogli się rozpoznać, byli przez policjantów przeganiani, bo ci brali ich za gapiów. Tymczasem oni chcieli pomóc w prowadzeniu akcji ratowniczej, bo taki jest obowiązek każdego strażaka.

      Pamięta o tamtej tragedii rodzina Polki, pamiętają rozdzielscy strażacy i mieszkający w pobliżu rozdzielanie. Przydrożny krzyż i symbliczny, leśny grobowiec z pewnościa wzbudzą u każdego przechodzącego tędy - niebieskim szlakiem,  turysty refleksję nad życiem i śmiercią.

Pamięci ofiar katastrofy lotniczej.

Uczestnicy Rajdu "Szlakiem cmentarzy I wojny światowej" przy krzyżu upamietniającym katastrofę lotniczą w Rozdzielu.

TU ZNJADZIESZ WIĘCEJ INFORMACJI O TAMTEJ KATASTROFIE >>>

[wstecz]